Ogłoszenia o pisaniu na zamówienie i sprzedaży gotowych prac dyplomowych, magisterskich i doktorskich można znaleźć wszędzie: w prasie, na uczelnianych tablicach ogłoszeń, na przystankach tramwajowych. W samym Internecie reklamuje się około tysiąca osób świadczących tego rodzaju usługi. Oferty dotyczą wszystkich kierunków studiów: od popularnego wśród studentów prawa i public relations, po rzadkie specjalizacje jak heraldyka czy kostiumologia. Najczęściej korzystają z nich jednak studenci ekonomii i marketingu. Podobno to właśnie oni zaczęli kilka lat temu nazywać ludzi piszących prace na zamówienie writerami (ang. writer znaczy pisarz), niejako przypieczętowując tym samym powstanie nowego zawodu. Wprawdzie już w latach 70. w każdym akademiku był „murzyn”, który pisząc za grosze prace dorabiał sobie do stypendium, ale zwykle zrywał on z tym zajęciem wraz z uzyskaniem dyplomu. Dziś pisanie prac na zlecenie to nie zajęcie dorywcze, ale dochodowy biznes. Praca licencjacka kosztuje od 700 do 1 tys. zł, magisterska – od 1,2 tys. zł do 2 tys. zł w zależności od tego, czy trzeba do niej przeprowadzić badania. Najdroższe są prace doktorskie. Tu za sam pomysł na temat trzeba zapłacić 2 tys. zł. Koszt całego doktoratu wraz z badaniami to kilkanaście do 20 tys. zł.
Przeciętny writer realizuje rocznie kilkanaście zamówień, najlepsi, u których na termin pisania pracy trzeba się zapisywać z półrocznym wyprzedzeniem – po kilkadziesiąt. Jeśli wierzyć zapewnieniom writerów, co roku na polskich uczelniach wyższych kupione prace broni co najmniej kilka tysięcy studentów.
Student nie ma czasu
Jeszcze kilka lat temu klientelę writerów stanowiły głównie studentki, które na czwartym, piątym roku studiów rodziły dzieci i nie były w stanie podołać jednocześnie obowiązkom macierzyńskim i studenckim.