Archiwum Polityki

Tasz ma tasz

Ciągle krążą opowieści o ciężkim losie Arabek. Kobiety widać na ulicy, ale zakryte od stóp do głów i zawsze w towarzystwie męskiego opiekuna. Powszechna jest opinia, że nie mają nic do powiedzenia i całe życie pozostają w cieniu. Ale jak zwykle jest to tylko jedna strona medalu.

W Europie pokutuje schemat arabskiej niedoli, zwłaszcza kobiet. Istnieją przecież przypadki – jak ostatnio w Jordanii – zabójstw honorowych kobiet, które dopuściły się grzechu cudzołóstwa lub choćby były o to podejrzewane, barbarzyńskiego obrzezania dziewczynek w Egipcie i Sudanie oraz prawnej dyskryminacji kobiet, co piętnuje raport ONZ. Ale Arabkom nie żyje się tak źle. Według naszych europejskich standardów może nudno i nienowocześnie, bo często w domu i rodzinnie. Zależy też gdzie, bo prawniczka z Bejrutu prędzej znajdzie wspólny język z paryżanką niż z kurą domową z irackiej Basry.

Arabia Saudyjska to przykład męskiej dominacji

w najgorszym wydaniu. Kobiety trzymane są z dala od mężczyzn w miejscach publicznych, nie mogą prowadzić samochodu ani żeglować. Sądy traktują je tylko jak pół mężczyzny: zeznanie Saudyjczyka jest równoważne zeznaniom dwóch Saudyjek. W przypadku tragicznej śmierci kobiety firma ubezpieczeniowa wypłaca o połowę mniejsze odszkodowanie. Kobiety nie mają prawa wyjść z domu bez obecności mahrama, męskiego opiekuna, a i wtedy muszą być szczelnie okryte.

Jednak obowiązek zakrywania włosów hidżabem występuje tylko w Arabii Saudyjskiej. Wszystkie inne państwa arabskie decyzję pozostawiają kobietom, które w większości w ten sposób, często dopiero w wieku średnim, wyrażają swoje uczucia religijne. Inne traktują chustę jako przejaw tradycyjnej muzułmańskiej skromności – podobnie jak mężczyźni noszący luźne galabije – i metodę na uwolnienie się od presji mody.

Coraz częściej można dziś spotkać kobiety takie jak 24-letnia Farah, mieszkanka Kairu, która właśnie rozpoczyna karierę dziennikarską.

Polityka 30.2005 (2514) z dnia 30.07.2005; Świat; s. 42
Reklama