Archiwum Polityki

Bush-Mush

Prezydent generał Pervez Musharraf powiedział w związku z zamachami w Londynie, żeby mu nie zawracać głowy, bo to zrobili urodzeni w Wielkiej Brytanii potomkowie emigrantów, za których Pakistan nie ponosi odpowiedzialności. Tak nie jest, bo terroryści to ciągle wielki problem Pakistanu.

Pakistan, obok Iraku, jest frontowym krajem aktywnego terroryzmu i deklaracje generała Musharrafa nic tu nie zmieniają. Gdyby nie terroryzm pakistański, którego historia liczy tyle lat co historia tego państwa, to znaczy 57, nie byłoby terroru talibów. Jeden z poprzedników obecnego prezydenta, generał Zia ul Haq, zginął u siebie w kraju w 1980 r. w typowym zamachu terrorystycznym na samolot Herkules, którym leciał wraz z ambasadorem USA.

Pakistan jest dziś tak doskonałym poligonem terrorystów, jakim był Liban za czasów świetności Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Tyle tylko, że tamten terroryzm miał charakter ateistyczny i lewacki. I podpierał się hasłami walki narodowowyzwoleńczej. A dzisiejszy terroryzm jest uduchowiony religijnie, ma charakter skrajnie prawicowy i tłumaczy się potrzebą walki o zbawienie świata w imię islamu.

Wojownicy z klasy średniej

W Wielkiej Brytanii mieszka teraz ponad 600 tys. zachodnich Pakistańczyków i ich potomków, 300 tys. wschodnich Pakistańczyków, czyli Banglijczyków (z Bangladeszu), i tylko 300 tys. Arabów i Murzynów z Afryki. Ludzie ci mają trudności z adaptacją i asymilacją, jak każdy przybysz szukający w Zjednoczonym Królestwie nowej ojczyzny przeżywają frustracje i starają się odkryć własne korzenie kulturowe w kraju przodków. Jadą tedy do Pakistanu, gdzie spotykają swoje liczne rodziny, zwłaszcza dziadków, którzy wpajają im modne dziś hasła na temat zagrożenia islamu przez cywilizację zachodnią. Młodzi radykałowie namawiają zaś kuzynów z Londynu (raczej Londynistanu) do udziału w świętej wojnie przeciwko Zachodowi, który produkuje kolejne generacje krzyżowców napadających na Afganistan i Irak i ochrania wroga islamu – Izrael.

Al-Kaida uważała początkowo, że bojowników dżihadu należy słać do Londynu i innych miast właśnie z pogranicza Afganistanu i Pakistanu, czyli Beludżystanu i Północno-Zachodniej Prowincji Granicznej, obszarów nieadministrowalnych, nie dających sobą zarządzać żadnej władzy pakistańskiej.

Polityka 32.2005 (2516) z dnia 13.08.2005; Świat; s. 50
Reklama