Gdy wprowadzano religię do szkół, opowiadało się za tym rozwiązaniem 35 proc. Polaków (Demoskop), blisko 60 proc. było zdania, że zajęcia powinny odbywać się w parafiach. Dziś proporcje są odwrotne – według GfK Polonia 55 proc. opowiada się za nauką w szkole, a 37 proc. w parafii. Jednocześnie połowa młodych Polaków pytanych przez GfK Polonia o to, jaki wpływ miały lekcje religii na ich życie, odpowiedziała, że żadnego. Kolejny społeczny rytuał bez większego znaczenia, który mija wraz z ukończeniem szkoły?
Odejście Natalii od wiary i Kościoła przypadło na czas liceum. Jako dziecko niewierzących rodziców decyzję o zapisaniu się na szkolną katechezę w podstawówce podjęła sama.
– Czułam się silna i wyjątkowa, bo to ja sama dążyłam do wiary, sama z siebie budziłam się w niedzielę o ósmej rano, żeby pójść na mszę, ale tak naprawdę po to, by spotkać się z przyjaciółkami i uczestniczyć w ich świecie – wspomina. – Potem stopniowo zniechęcałam się do księży i Kościoła. Moment przełomowy nastąpił, kiedy poszłam do spowiedzi opowiedzieć księdzu o moim pierwszym pocałunku. Chciałam spytać, czy to grzech, i bałam się, że mnie skarci. Nie skarcił, stwierdził tylko, że zakładanie rodziny to poważna sprawa. Poczułam, że księża nie są w stanie odpowiedzieć na pytania kilkunastoletniej dziewczynki, że Kościół i ja operujemy różnymi kategoriami i nie możemy się porozumieć. W liceum jeszcze kilka razy rozmawiałam z księdzem. Usłyszałam, że gdy nadchodzą momenty zwątpienia, trzeba myśleć, że Jezus i papież wierzą w Boga. Cóż, żyć według filozofii Jezusa to nie to samo, co wierzyć w Boga, i zupełnie co innego, niż słuchać księży.