Pod koniec sierpnia, jak Polska długa i szeroka, we wszystkich miastach wojewódzkich w specjalnych punktach prowadzących rekrutację wiły się długie kolejki młodych ludzi. To efekt nowego systemu wprowadzonego przez gen. Leszka Szredera.
Dotychczas do pracy w policji przyjmowano według niejasnych reguł. Często odbywało się to po uważaniu. Decydowały znajomości, poparcie kogoś z policyjnej hierarchii, a zdarzały się też angaże za łapówkę. W rejonach niektórych komend znana była nawet taksa – za przyjęcie na staż wynosiła 5 tys. zł. Nowy system naboru to jeden z ważniejszych elementów pakietu reform w policji zaproponowanych przez kierownictwo Komendy Głównej. Od teraz reguły rządzące przyjmowaniem ludzi do służby mają być czyste i zrozumiałe dla każdego.
Nowe zasady obowiązują od początku sierpnia. Wyznaczono terminy i procedury, jakim mają podlegać kandydaci. Do obsadzenia jest 2 tys. etatów. Pierwszy etap – składanie ofert – upłynął 31 sierpnia. Zgłosiło się 30 012 chętnych, wszyscy z wykształceniem minimum średnim. Pod koniec września powinni mieć już zakończone testy z wiedzy ogólnej i sprawnościowe. Ci, którzy je zaliczą, przejdą test psychologiczny, rozmowę kwalifikacyjną i staną przed komisją lekarską. Pozytywne wyniki wszystkich kolejnych etapów spowodują, że kandydat znajdzie się na tzw. liście rankingowej. 27 grudnia 2005 r. osoby z największą liczbą punktów dostaną umowy o pracę.
Lekka przewaga kobiet
Otwarcie drzwi do Policji Państwowej spowodowało prawdziwy najazd chętnych. Niektórzy dostrzegają w tym zjawisku fenomen socjologiczny, bo oto do pracy w policji zgłaszają się kandydaci obu płci (z lekką przewagą kobiet), dobrze wykształceni (ponad połowa po wyższych studiach), znający języki obce.