Archiwum Polityki

Czunek czyściciel

Jirzi Czunek, nikomu nieznany były burmistrz trzydziestotysięcznego Vsetina na Morawach, w kilka tygodni stał się jednym z najpopularniejszych polityków w kraju, aby potem w ciągu dwóch miesięcy spaść na samo dno.

Czunek karierę zbudował na rasizmie. W Czechach żyje 200–300 tys. Romów. Po komunistycznych próbach przymusowej asymilacji oraz po bankructwie przemysłu ciężkiego na początku lat 90. stanowią oni w większości najbiedniejszy miejski proletariat. Pozbawieni tradycyjnej kultury i często także języka w zasadzie przestali być Romami. Nie stali się jednak Czechami. Ta mniejszość przeważnie nie ma możliwości kształcenia, pracy i jakichkolwiek perspektyw. Czesi kojarzą Romów głównie z wielodzietnymi rodzinami, żyjącymi z państwowych zasiłków, alkoholem i przestępczością.

Mówiąc krótko: Cygan to niebezpieczny nierób. Kto takiego zatrudni albo wynajmie mu mieszkanie? Ten stereotyp próbują od początku lat 90. zwalczać co światlejsi politycy i społecznicy. Częściowo się udaje, bo o ile np. 10 lat temu powszechnie zdarzało się, że państwowi urzędnicy odruchowo zwracali się do Romów per ty, dziś tak się już nie dzieje. Tego typu zmiany społeczeństwo odbiera jednak jako miejscową wersję politycznej poprawności – ideologię, którą trzeba wyznawać publicznie, ale prywatnie myśli się coś zupełnie innego.

Wspomniany Jirzi Czunek wcielił się z sukcesem w postać jedynego odważnego, który łamiąc tabu, wbrew oburzeniu zakłamanych elit mówi prosto z mostu nieprzyjemną prawdę. Prawdę o Cyganach. Czunek bowiem jako burmistrz Vsetina doprowadził do tego, że część lokalnych Romów – ponad 40 rodzin, liczących w sumie ok. 300 osób – wyrzucono w nocy z domów pod nadzorem policji i przeniesiono do tymczasowych baraków albo leżących w sąsiednim powiecie bloków. Sami przesiedleni skarżyli się, że aby zmusić ich do podpisania umów, w których godzili się na przeprowadzkę – szantażowano ich zabraniem dzieci do sierocińców.

Akcja wywołała w kraju skandal, media trzęsły się z oburzenia.

Polityka 16.2007 (2601) z dnia 21.04.2007; Świat; s. 60
Reklama