Jesienią, z inicjatywy marszałka Sejmu Marka Jurka, mają się w Krzyżowej spotkać polscy i niemieccy historycy, by zacząć prace nad podobnym projektem polsko-niemieckim. Nie zaczynają od zera. Dowodzi tego berlińska wystawa dorobku 35 lat polsko-niemieckiej konferencji podręcznikowej, którą ponoć za kilka miesięcy będzie można obejrzeć także i w Sejmie.
Przez dwieście lat Europejczycy walczyli ze sobą na konkurujące narodowe muzea i mauzolea.
W 1791 r. Francuzi zamienili jeden z paryskich kościołów w Panteon dla swoich wielkich zmarłych, pół wieku później Niemcy zbudowali dla swoich w Ratyzbonie Walhallę. Gdy Wilhelm II zaczął taśmowo ozdabiać Rzeszę pomnikami Bismarcka, Polacy odpowiedzieli pomnikami Jagiełły – postawionymi w Krakowie i Nowym Jorku. I tak zdaje się jest nadal: niemieccy wypędzeni chcą zbudować w Berlinie swoje Centrum przeciwko Wypędzeniom, a nasi swoje – w Warszawie...
Ale to już chyba tylko powiew przeszłości. Ponieważ przyszłość to dzielenie się z sąsiadem swą narodową historią. Jeszcze w 1989 r. Helmut Kohl zablokował przyjazd prezydenta Niemiec do Polski na 1 września. Ale wkrótce takie wizyty stały się rytuałem. W 1994 r. prezydent Roman Herzog, w czasie obchodów 50 rocznicy Powstania Warszawskiego, wypowiedział nareszcie słowa, na które warszawiacy oczekiwali od dawna. Rok później prezydenci USA, Rosji i Francji oraz premier Wielkiej Brytanii – czterech mocarstw okupacyjnych, razem z Niemcami świętowali w Berlinie rocznicę zakończenia II wojny. A w 2004 r. niemiecki kanclerz po raz pierwszy został zaproszony na rocznicę lądowania aliantów w Normandii.
Nim jednak Polak i Portugalczyk otrzymają ten sam – oczywiście uzupełniający – podręcznik dziejów Europy, muszą się bezpośredni sąsiedzi porozumieć, czy taka komunia ponad granicą jest możliwa.