Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Wyprawa na wieczność

Megality, kurhany, piramidy, mastaby, katakumby, urny, ossuaria, sarkofagi, nagrobki – wszystko to materialne ślady opowieści o tym, jak ludzie przez tysiące lat próbują sobie radzić ze śmiercią i jak śnią swój sen o nieśmiertelności.

Czy człowiek od zawsze wiedział o śmierci? – zastanawia się na wstępie swojej książki „Eros i kostucha” etnolog Krzysztof Kowalski. Być może nie. Dla większości gatunków zwierząt martwy współplemieniec nie znaczy więcej niż kamień. Ale są wyjątki; delfiny potrafią przez dłuższy czas holować martwego współtowarzysza, słonie przez kilka dni czuwają nad zwłokami, a przed odejściem nakrywają je gałęziami. Gdy zmarł jeden z członków stada szympansów, pozostałe ustawiły się kręgiem wokół ciała. Samica zbliżyła się do niego, obwąchała, odwróciła do zebranych i pokiwała głową. Wówczas hałaśliwa zazwyczaj gromada odeszła w milczeniu. To mogłoby znaczyć, że śmierć pojawia się już na horyzoncie zwierzęcej świadomości. Ale nie wiemy tego na pewno.

Jednak bardzo długo człowiek żył na ziemi, nie zostawiając śladów żadnych pochówków. To mógł być czas, gdy nie zdawał sobie sprawy ze swojej śmiertelności. „Być może biblijna opowieść o raju zawiera poetycką prawdę o pierwszych milionach lat ludzkości, która bytowała beztrosko, nie kłopocząc się śmiercią, bo nie zdając sobie z niej sprawy – a owoc z drzewa wiadomości dobrego i złego to uświadomienie sobie śmierci” – pisze Kowalski. Ale tego też nie wiemy na pewno. Żywi mogli pozbywać się zmarłych w sposób nieuchwytny archeologicznie: palić i rozsypywać prochy, zostawiać w lasach, kłaść na łodziach i puszczać w morze. I tym sposobom mogły towarzyszyć jakieś koncepcje na temat śmierci. Tak jak to do dziś dzieje się w zaratusztrianizmie, gdzie zwłoki, traktowane jako nieczyste, nie powinny skalać ani ziemi, ani wody, ani ognia. Składane są w przyprawiających o dreszcz Wieżach Milczenia na pożarcie sępom. Resztki zanoszone są do jam wypełnionych węglem i wapnem, gdzie czas i słońce zmieniają je w proch.

Polityka 43.2007 (2626) z dnia 27.10.2007; Ludzie; s. 86
Reklama