Nie miał takich wątpliwości w 2006 r. ówczesny minister kultury i dziedzictwa narodowego Michał Ujazdowski, gdy ogłaszał decyzję Sejmu o ustanowieniu 2007 Rokiem Wyspiańskiego. Mówił wtedy: „Dzieła Wyspiańskiego pozostają wciąż aktualne, tak jak i pytania, które stawiał – o to, jaki będzie polski czyn i o odpowiedzialność elit”. Nie mieli ich także słuchający ministra ludzie kultury, zwłaszcza że przy okazji ogłoszony został program operacyjny „Wyspiański”, z budżetem szacowanym na ponad 5 mln zł. Machina obchodowa ruszyła. Dziś, gdy Rok Wyspiańskiego dobiega końca, można przyjrzeć się jego efektom.
Niesceniczne, archaiczne
Odbyły się nieodzowne w takich okolicznościach akademie, sesje naukowe, 24-godzinne czytania „Wesela”, kilka teatrów przypomniało sobie o swoich związkach z Wyspiańskim i z tej okazji uroczyście, z pietyzmem odtwarzając kolorowe spódnice i serdaki, wystawiło „Wesele” (dużo pracy miała przy tej okazji wnuczka autora, która wszystkie te imprezy uświetniała swoją osobą, a teraz spisuje wspomnienia).
Najwięcej uroczystości odbyło się oczywiście w centrum życia i twórczości Wyspiańskiego – Krakowie i okolicach. W kościele oo. Paulinów na Skałce odbyła się uroczysta msza, a w Teatrze im. Słowackiego – galowy spektakl „Zaduszki – Wyspiański”. W uwiecznionych w „Weselu” Bronowicach uroczyście osadzono chochoła, a w buntowniczo nastawionej wobec Krakowa Nowej Hucie zorganizowano festiwal „Wyspiański Underground”, podczas którego śpiewano na przykład teksty wiersza do rockowej i hiphopowej muzyki. Ale i Warszawa nie chciała zostać w tyle. W rocznicę wybuchu powstania opisanego w „Nocy listopadowej” ponowiono próbę opanowania Łazienek i Belwederu.