Archiwum Polityki

Czasza paruje

Dźwigamy się z największego od 250 mln lat załamania klimatu. Nowe, mocne dowody potwierdzają, że grzejnik, który kilkanaście tysięcy lat temu zaczął podgrzewać planetę, znajdował się w morzach oblewających Antarktydę. Uruchomiło go Słońce, nie gazy cieplarniane. Te dołączyły potem.

Przed dwoma milionami lat na ziemskim globie zaczęła się epoka lodowcowa. Od tego czasu duże fragmenty Europy, Azji i Ameryki Północnej wielokrotnie uginały się pod ciężarem czasz lodowych o grubości kilku kilometrów. Ostatnia z nich ustąpiła dopiero 11–12 tys. lat temu. Jeszcze przed 20 tys. lat Polska na północ od Zielonej Góry, Warszawy i Białegostoku przypominała Grenlandię i północny skraj Półwyspu Skandynawskiego. Tak byłoby nadal, gdyby nie nagła i szczęśliwa dla nas odmiana losu, dzięki której w ciągu paru tysięcy lat arktyczne mrozy odeszły, lody stopniały, a my odzyskaliśmy jedną trzecią terytorium.

Niektórzy uczeni uważają, że epoka lodowcowa trwa nadal, tylko na razie trochę nam odpuściła. Inni sądzą, że już nie powróci. Faktem jest jednak, że od kilkunastu tysięcy lat temperatury rosną. Ziemia przypomina wychłodzony dom, w którym po długiej przerwie włączono ogrzewanie. Naukowcy próbują zlokalizować klimatyczny zawór, po otwarciu którego ciepło znów zaczęło się rozchodzić po naszej planecie. Nie chodzi tylko o to, by lepiej poznać wydarzenia z niedalekiej przeszłości. Kaprysy przyrody nieraz wywierały wpływ na dzieje człowieka – przełącznik globalnych temperatur może znów pewnego dnia przesunąć się w jedną lub drugą stronę.

Podejrzany Atlantyk

Długo sądzono, że sygnał do zakończenia ostatniego zlodowacenia dał północny Atlantyk, którego powierzchnia zaczęła się mocniej nagrzewać latem pod wpływem zwiększonych dawek ciepła Słońca. Wiele dekad temu serbski badacz Milutin Milanković wyliczał, że natężenie promieniowania słonecznego na północ od równika mogło wzrosnąć nawet o 8 proc. Nie dlatego, że nasza gwiazda jaśniej zaświeciła, ale z powodu cyklicznych ruchów samej Ziemi, m.

Polityka 50.2007 (2633) z dnia 15.12.2007; Nauka; s. 80
Reklama