Archiwum Polityki

Rumun potrafi

Rumuńskim kinem, które wciąż kojarzy się z głęboką prowincją Europy, zachwyca się teraz cały świat. Mówi się nawet o rumuńskiej Nowej Fali, która na wzór francuskiej czy czeskiej zaczyna wywierać wpływ na rozwój X Muzy. Dlaczego im się udało, a nam nie?

Ostatnie lata przyniosły rozkwit małych, lokalnych kinematografii: islandzkiej, duńskiej, irańskiej, a ostatnio także rumuńskiej. Tam, gdzie do niedawna była pustynia kulturalna i produkowano zaledwie jeden lub kilka filmów rocznie, nagle powstał jakiś ferment. Małe filmy, drążąc i ogrywając pozornie tylko zaściankową mentalność, okazały się uniwersalne, ponadczasowe. Przyciągnęły uwagę krytyki i bardziej wyrobionych widzów, zaczęły zdobywać nagrody na najbardziej prestiżowych festiwalach.

Do niedawna jedynym znaczącym osiągnięciem Rumunów była nagroda w Cannes dla Liviu Ciulei za reżyserię dramatu psychologicznego „Las powieszonych” (o żołnierzu z czasów I wojny światowej, który odmówił wykonania rozkazu). Przyznano ją w zamierzchłych czasach, bo w 1965 r., kiedy stanowisko I sekretarza obejmował Geniusz Karpat Nicolae Ceauşescu, który nie cenił ambitnego kina. Lubił za to barwne widowiska historyczne, sławiące rumuńską przeszłość i wzmacniające ustanowiony przez niego kult jednostki. Ciulei zmuszono więc do milczenia, a na ekranach zaroiło się od propagandowych portretów legendarnych przywódców takich jak książę wołoski Michał Waleczny. W tych agitkach specjalizował się Sergiu Nicolaescu, nadworny reżyser dyktatora, obecnie senator, wybrany właśnie na drugą kadencję.

W latach 90. ubiegłego stulecia, już po odzyskaniu niepodległości, w Rumunii w ogóle nie zajmowano się kinem. Przez całą dekadę nie powstał tam ani jeden film fabularny! Niefunkcjonalne, olbrzymie hale kinowe pozamieniano w magazyny (dziś w kraju liczącym 21 mln mieszkańców działa zaledwie 35 kin). Upadającemu przemysłowi filmowemu pomogli przetrwać Amerykanie, którzy przyjeżdżali do Rumunii, aby za bezcen produkować swoje hollywoodzkie hity.

Polityka 38.2007 (2621) z dnia 22.09.2007; Kultura; s. 96
Reklama