Wygląda na to, że biskupi polscy idą na wojnę z ministrem zdrowia. Episkopat uznał, że leczenie bezpłodności metodą in vitro jest wyrafinowaną aborcją. Kiedy Kościół mówi aborcja, wykopuje topór wojenny. Walka z aborcją jest osią współczesnej doktryny moralnej katolicyzmu. Sięgnięcie przez biskupów po termin aborcja sygnalizuje, że kompromisu nie będzie. Lekarze i pacjenci współpracujący w dziedzinie leczenia in vitro zostali moralnie napiętnowani. Władze państwowe powinny na to szybko i klarownie zareagować.
Co się takiego stało, że w momencie pewnego spadku społecznego napięcia w efekcie ostatnich wyborów Kościół uderzył w tak ostry ton? I to zgodnym chórem – od hierarchów zwykle wyważonych i umiarkowanych po nieprzejednanych tradycjonalistów? Atak na minister zdrowia jest siłą rzeczy atakiem na rząd, a zwłaszcza na premiera Tuska. On podejmuje ostateczną decyzję.
Sprawa jest etyczna, ale ma konsekwencje polityczne i społeczne. Biskupi przedstawili swoje argumenty. Wielu specjalistów analizując je, demaskowało naukową niewiedzę hierarchów. W naukowe sedno sporu w tym miejscu wchodzić nie czuję się na siłach. Katolik ma prawo wierzyć w rzeczy sprzeczne z nauką. Stanowisko Kościoła może się zmienić za kilka lat i sprawa in vitro zejdzie z wokandy. Na razie jednak okazuje się powodem pogorszenia stosunków rządu z Kościołem, tak jakby Episkopat chciał z niej uczynić kolejny po religii na maturze balon próbny siły premiera Tuska. I właśnie dlatego premier powinien trzymać się zasady światopoglądowej neutralności demokratycznego państwa prawa. Nie ma żadnej podstawy, by ustępować pod presją Episkopatu ani w sprawie matury z religii, ani w sprawie in vitro, ani w sprawie poskromienia politycznych zapędów ks.