Powiada się powszechnie, że jubileusze to galicyjska specjalność i patrząc na dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego można się do tej opinii przychylić. To już czwarty jubileusz. Pierwszy moi poprzednicy próbowali zorganizować w 1864 r., ale władze austriackie zakazały obchodów. Skończyło się na cichym nabożeństwie w Kościele św. Anny, ale jako pamiątka pozostały nam zamówione wcześniej w Wiedniu portrety fundatorów uczelni, dziś zdobiące aulę w Collegium Novum. W 1900 r., a był to czas szerszej autonomii Galicji, obchodziliśmy prawdziwie wielkie święto Akademii Krakowskiej. Oddano wówczas do użytku kilka budynków dla uniwersytetu, poszerzając bazę dydaktyczną, a przede wszystkim kliniczną. Tamten jubileusz miał międzynarodowe przesłanie: chodziło o to, aby zaistnieć w Europie i w świecie (stąd liczne delegacje w tym także ze Stanów Zjednoczonych). Wreszcie w 1964 r. próbowano, przypominając rocznicę założenia naszej uczelni, przerwać ów niedobry czas, kiedy to uniwersytet, postrzegany jako ostoja konserwatyzmu, nielitośnie okrawano wyprowadzając z niego wydziały i tworząc nowe szkoły.
Obecnie świętujemy 600-lecie odnowienia uniwersytetu przez Władysława Jagiełłę, zgodnie z testamentem królowej Jadwigi, i postanowiliśmy rozłożyć obchody na dwa lata, z kulminacją teraz między majem a październikiem. Naszym nadrzędnym celem jest refleksja, gdzie tak naprawdę jesteśmy u progu kolejnego tysiąclecia, gdy idzie o stan nauki. Nazywam to często rachunkiem sumienia poszczególnych dziedzin. Stąd tak wielka liczba międzynarodowych konferencji naukowych podsumowujących stan wiedzy w danej dziedzinie i wytyczających kierunki rozwoju na przyszłość. Chcemy też przekonać społeczeństwo polskie, naszych polityków – i to jest chyba najważniejsze przesłanie naszego święta – że bez przyjęcia bardzo konkretnego programu rozwoju szkolnictwa wyższego nie będziemy mogli spokojnie myśleć o przyszłości.