Stanisław Iwanicki, nowy minister sprawiedliwości i zarazem prokurator generalny, oskarżył część środowiska prokuratorskiego o uczestniczenie w tajnych zespołach śledczych zbierających informacje przeciw swoim kolegom oraz dziennikarzom. Podstawą tych działań inspirowanych przez kierownictwo resortu były plotki. Iwanicki zapowiedział koniec z ręcznym sterowaniem i koniunkturalnym traktowaniem prokuratorów, co stanowiło jawną aluzję do działań poprzednika, Lecha Kaczyńskiego.
Problem jest poważniejszy aniżeli polityczna usłużność kilku nadgorliwych prokuratorów czy różnice zdań między kolejnymi ministrami. Środowisko prokuratorskie, które z problemami kadrowymi i etycznymi powinno zmierzyć się samo, wymaga parasola chroniącego przed polityką.
Hierarchicznie zbudowana prokuratura stwarza pokusę, by nie tylko wyznaczać zadania, ale – poprzez doraźne ingerencje – psuć strukturę i samodzielne myślenie prokuratorów.
Mści się dziś brak konstytucyjnego umocowania prokuratury, co wzmacniałoby jej rolę ustrojową. Powraca problem łączenia funkcji prokuratora generalnego ze stanowiskiem ministra, który – jakby się od polityki nie dystansował – pozostaje w układzie rządzącym. Tymczasem prawo, a już akty oskarżenia w szczególności powinny być apolityczne i leży to w interesie samych prokuratorów, aby domagać się odpowiednich gwarancji bezpieczeństwa.