Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Daj się zjeść

„Hannibal” Ridleya Scotta okazał się światowym sukcesem frekwencyjnym, natomiast został przyjęty z zastrzeżeniami przez krytykę. Waży się tu los gatunku, być może najbardziej ostatnio oryginalnego w kinie: czarny kryminał z ambicją artystyczną. Czy jest on stale odkrywczy, czy też grozi mu popadnięcie w manierę?

Pretensja wzięła się stąd, że „Hannibal” jest dalszym ciągiem, z tymi samymi postaciami, „Milczenia owiec”, filmu, który był etapem w rozwoju dramatu kryminalnego i któremu „Hannibal” jakoby nie dorównał. Zaś nowość „Milczenia” polegała na poszerzeniu i nawet na przekroczeniu reguł gatunku. Ma on zasady, których naruszenie zagraża, że przestanie on być sobą. Jego tematem jest starcie przestępstwa z siłami prawa, przy tym w jego finale następuje rozstrzygnięcie na korzyść porządku: autorzy starają się, by było ono efektowne i do ostatniej chwili niepewne, niemniej sprawiedliwość musi zwyciężyć. Gdy dzieje się inaczej, robi się analiza psychologiczna, krytyka obyczajowa, Dostojewski, ale nie kino kryminalne. Otóż „Milczenie” wciąż przestrzegało tych ram, niemniej rozciągnęły się one, jak dotąd nie bywało.

Przede wszystkim doprowadzono tu do krańcowości charaktery: głównym poszukiwanym przestępcą był morderca kobiet, który zdejmował z nich i preparował ich skórę, ponieważ był psychopatycznym transwestytą i pragnął przywdziać na siebie powłokę dziewczyny. Zaś informacji o nim mógł udzielić – ale odmawiał – psychiatra dr Hannibal Lecter, skazany na dożywocie, ponieważ zgładził tuzin osób w celu – dosłownie! – ich spożycia. Wyglądało, że autorzy starali się przelicytować to, co było do tej pory, i wymyślili okropności tak już sztuczne, że popadające w parodię.

Był to jednak zamiar celowy, bowiem wprowadzono treść, która wymagała też odpowiednio wyolbrzymionej ilustracji: ów makabryczny duet doprowadzał do granicy ostatecznej temat, który znajduje się w centrum czarnego kryminału: ZŁO. Przeciwstawia się mu – co stanowiło również kontrast dociągnięty tak, że dalej nie można!

Polityka 30.2001 (2308) z dnia 28.07.2001; Kultura; s. 50
Reklama