Archiwum Polityki

Rower power – każdy kręci po swojemu

Na wakacyjnych trasach w tym sezonie zaroiło się od aut przyozdobionych dwukołowymi pojazdami umieszczonymi na dachach. Rower power, czyli potęga roweru, tak z angielska można by nazwać napływającą z Zachodu modę. Rower dachowy sporo mówi o jego posiadaczu: żwawo podąża on za modą na aktywny i zdrowy styl życia, a przynajmniej za modą na posiadanie tytanowej ramy i hydraulicznych amortyzatorów. Jakie miejsce zajmuje rower w świadomości Polaka? Szczęśliwie nie dotarł do nas chiński model ideologiczny, wedle którego rower z konieczności zastępuje motoryzację, ponieważ jej nie ma. Przewagę, jak się wydaje, uzyskuje chwilowo obyczaj amerykański: zamożny mieszczuch wywozi swoje cacko choćby na chwilę za miasto. Z trudem, lecz nie bez pewnych sukcesów, w Krakowie czy Gdańsku toruje sobie drogę model zachodnioeuropejski, gdzie zgodnie z marzeniami Zielonych rower ma radykalnie zastąpić trujący i niebezpieczny samochód.

Jeśli późnym popołudniem poza miastem zobaczysz na bitej drodze mężczyznę z siatką na składaku, to znak, że w odległości najwyżej 500 m znajduje się sklep. Na razie tylko na wsi rower naprawdę spełnia rolę transportową. Tam mieszka 80 proc. codziennych użytkowników dwukołowców. W mieście od wczesnych lat 50. były problemy. Najpierw mentalne. – Hańba, jazda na rowerze to była hańba, bo rower się kojarzył z wsią, a w tamtych czasach ludzie chcieli być bardzo miastowi – twierdzi Stanisław Królak, pierwszy polski zwycięzca Wyścigu Pokoju, następnie pierwszy rowerowy biznesmen, w latach 80. producent chodliwych kasków Vento, a w końcu kwiatowy hurtownik. Dziś z żoną przyjmuje gości na tarasie przestronnej willi.

Królak wsiadł na swój pierwszy niemiecki rower z demobilu w 1945 r., żeby dojeżdżać z warszawskiego Czerniakowa na Bielany, do pracy, a potem na AWF.

Po wojnie śmiercią naturalną umarły tradycje elitarnego Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów, do którego przyjmowano wysoko postawionych obywateli. Rower powojenny w Polsce wynikał z braku samochodu, biedy, konieczności. Rower powojenny musiał zostać rowerem ideologicznym. „Rower dowiezie nas do wsi spółdzielczych, Państwowych Ośrodków Maszynowych, do wspaniałych budowli socjalizmu. (...) Przyczyni się do realizacji wielkiej misji społecznej, jaką jest poznanie własnego kraju” – zachęcał przewodnik z początku lat 50. Najpierw na rowery posadzono listonoszy. W 1948 r. władze wymyśliły Wyścig Pokoju, którego patronem była m.in. Poczta.

Mój Boże, jak mnie to krępowało – wspomina Królak. – Namawiali: zapiszcie się do partii, będziecie lepiej jeździć!

Polityka 31.2001 (2309) z dnia 04.08.2001; Raport; s. 3
Reklama