W Polsce zmarłych teoretycznie można chować wyłącznie na cmentarzach, ale prawo jest nieprecyzyjne. Panuje w tej kwestii bałagan. Tradycja zmaga się z wymogami nowoczesności.
Przedsiębiorca pogrzebowy Lech Łoś zyskał w swojej branży spory rozgłos. Zorganizował bowiem pierwszy w Polsce pogrzeb na morzu.
Pogrzeb odbył się 27 czerwca. O 15.30 wynajęty przez Lecha Łosia statek wyszedł z portu. Dwanaście mil od brzegu na wysokości Świnoujścia rodzina zmarłego zeszła na położony tuż nad linią wody pokład rufowy. Kapitan ustawił statek pod fale. Pracownik zakładu pogrzebowego otworzył urnę i wysypał prochy, bliscy rzucili w ślad za nimi kwiaty i wieńce. O 18.00 statek wrócił do portu.
Przedsiębiorca pogrzebowy Lech Łoś o morskim pogrzebie mówi: operacja funeralna. Do zorganizowania takiej operacji Łoś przygotowywał się kilkanaście miesięcy. Najpierw od strony technicznej – podpatrzył, jak morskie pogrzeby robi się w Niemczech, gdzie są one niezwykle modne. Później od strony prawnej badał, jak wykonać morską operację funeralną, by nie złamać polskich przepisów. Wiedzę tę chroni jako najdroższą tajemnicę handlową. – Nikomu nie powiem, jakie pozwolenia i w jakich urzędach trzeba zdobyć – deklaruje.
Lech Łoś szczyci się przede wszystkim tym, że jego operacja funeralna była całkowicie legalna, że udało mu się sprostać wymaganiom klientów i nie złamać prawa. A to niełatwe.
Zmarli przepędzają żywych
Przepisy dotyczące kultu zmarłych oraz sprawy cmentarzy i pogrzebów w Polsce spisane są w dziewiętnastu ustawach, trzech umowach międzynarodowych, trzech rozporządzeniach, dwóch zarządzeniach, dwóch oświadczeniach, jednej deklaracji i konkordacie.