Sławomir Mizerski: – Czy panowie też odczuli ulgę, że ten turniej się wreszcie zaczął? Ja przyznaję, że byłem strasznie zmęczony oczekiwaniem.
Janusz Zaorski: – Ja tego tak nie widzę, może dlatego, że jestem reżyserem filmowym. Osobiście lubię tę gorączkę i czekam na więcej. Przed każdą premierą też ma miejsce gorączka, jestem ciągany tu i tam. Przypomina to przygotowanie artyleryjskie przed bitwą.
Mariusz Walter: – Ja bym poszedł jeszcze dalej. Owszem, zgiełk, zwłaszcza w wydaniu brukowców, zaczął być uciążliwy...
S.M.: – Mówiąc szczerze, zgiełk i hałas robił także pana helikopter TVN, latający nad boiskiem treningowym Polaków, irytując Beenhakkera.
M.W.: – On i tak ma świętą cierpliwość. A jego reakcje od początku mieszczą się absolutnie na najwyższej półce zachowań. Zwłaszcza jeśli spojrzeć wstecz na poprzednich naszych trenerów.
S.M.: – Jednak po meczu z Niemcami zdziwiły mnie uwagi naszego trenera pod adresem sędziów, to narzekanie, że nie było spalonego. Nieco odszedł w tym momencie od własnego, doskonałego stylu.
Zdzisław Pietrasik: – Przykro, że starał się zwalić winę na sędziego. Zaczął się zachowywać jak typowy polski trener tłumacząc, że graliśmy dobrze, ale skrzywdził nas arbiter. Tymczasem te sytuacje były na granicy spalonego.
Duma z krowy
S.M.: – Jakie są panów wrażenia z pierwszych dni?
M.W.: – Pyszną niespodzianką była dla mnie gra Szwajcarów, których znamy z porządnych banków, czekolady, punktualnych pociągów i tras narciarskich. Ich trener z przeciętnej drużyny zrobił zespół grający ładną, ofensywną piłkę.
J.Z.: – Czesi zaskoczyli mnie.