Archiwum Polityki

Goście na stałe

W biurze Centralnej Rady Islamskiej w Bonn rozdzwoniły się telefony od znieważanych na ulicy muzułmanek. Takie czasy. Chusty zaczęły irytować. Ktoś przy okazji zadał w telewizji mało polityczne pytanie: skąd się ich tylu u nas wzięło? I dlaczego ciągle pozostają obcy?

Młodszym telewidzom przypominano, że pierwsze liczniejsze grupy muzułmanów przybyły do Niemiec w 1961 r., zaproszone jako „robotnicy gościnni” przez rząd. Gdy w 1973 r. akcję werbunkową wstrzymano, w kraju było około 830 tys. Turków, nieco Marokańczyków, Tunezyjczyków i przybyszy z Jugosławii. Część z nich powróciła do domu, ci, którzy pozostali, zaczęli ściągać krewnych ponoć przeciętnie po 68 na jedną osobę, ten pochód – choć już mniejszy, trwa do dzisiaj. Sporo muzułmanów przyjechało do Niemiec w poszukiwaniu azylu, często przemycanych przez szmuglerów.

Dzisiaj w RFN mieszka 3,25 mln wyznawców islamu, wliczając w to 20 tys. „nawróconych” Niemców; 115 tys. z nich to szyici, niewielką grupę stanowią alewici, cała reszta to sunnici. Mimo prawa do podwójnego obywatelstwa, zaledwie 500 tys. osób zdecydowało się na przyjęcie paszportu niemieckiego; jednak wojsko dzięki temu zyskało kilkuset żołnierzy więcej.

Mieszkając w Kaltenkirchen, kilkunastotysięcznym miasteczku pod Hamburgiem, często widywałam starszego pana, który stawał przed tureckim sklepem i układał jabłka w skrzynkach. „Duże do dużego, czerwoną stroną na wierzch” – tłumaczył cierpliwie sprzedawcy dając przykład ponoć klasycznych cech niemieckich.

Obcych ciągle przybywało: nad jeziorkiem stanęły domy dla przybyszów z Rosji, na drodze do „parku wolnego czasu” – kontenery mieszkalne z czarną klientelą w środku i rozbitymi wózkami sklepowymi przed drzwiami, a w porządnej dzielnicy mieszkalnej zagościło tureckie towarzystwo kulturalne i meczet. Na wzmożone ogłoszenia o sprzedaży domów i mieszkań odpowiedzieli tureccy interesanci: także moje mieszkanie kupiła turecka rodzina z piątką dzieci.

Polityka 47.2001 (2325) z dnia 24.11.2001; Świat; s. 42
Reklama