Po sukcesie rynkowym płyty „Albóóm” Liroya duże poruszenie wywołała pogłoska, jakoby pierwszy raper III Rzeczypospolitej wybudował sobie za zarobione pieniądze ogromny dom, ściśle strzeżony przez sztab ochroniarzy. Młodzi hiphopowcy nie mogli wybaczyć starszemu koledze, że został krezusem i na nic zdały się tłumaczenia, że z oszczędności udało się artyście kupić w Trójmieście segment, który do prawdziwej willi ma się jak Polonez do Mercedesa. Z kolei Anita Lipnicka miała rzekomo nabyć rezydencję na Mazurach i dodatkowo eleganckiego Nissana. Nissanem okazała się Micra, zaś rezydencją działka budowlana. Gitarzysta Lady Pank Jan Borysewicz podejrzewany był o to, że wybudował sobie basen w kształcie gitary.
Skąd się biorą podobne mity? Przede wszystkim z faktu, że w Polsce o swoich zarobkach nikt nie mówi chętnie. Jedni wstydzą się mówić, bo uważają, że zarabiają zbyt mało, inni zaś, którzy już się czegoś dorobili i pobierają wysokie gaże, zwyczajnie boją się gangsterów. Zdarza się niekiedy prosty lęk przed fiskusem – są wszak imprezy prywatne (bankiety, wesela, urodziny biznesmenów), na które zaprasza się gwiazdę z pominięciem papierkowych formalności.
Goskoncert zaprasza
Andrzej Matusiak, dyrektor Stołecznej Estrady, mówi, że kiedy podpisuje kontrakty na koncerty w Polsce z zagranicznymi wykonawcami, ci zastrzegają sobie tajność kontraktu. Tajemnica handlowa obejmuje też kontrakty rodzimych artystów z firmami płytowymi, agencjami reklamowymi, telewizją i organizatorami koncertów. Natomiast przypadek zachodnich gwiazd umieszczanych na liście „Forbesa” (amerykański „Forbes Magazine” co roku podaje zestawienie najbogatszych ludzi świata) związany bywa ze strategią promocyjną: chwalę się zarobkami, bo jestem dobry.