Archiwum Polityki

Naga piękność na pustyni

Malarzy podzielić można na muzealnych i domowych. Ci drudzy stanowią chleb codzienny antykwariuszy, a ich prace widujemy jedynie na ścianach prywatnych mieszkań i willi. Pierwsi tworzą oficjalne dzieje sztuki, drudzy – dzieje swojskie.

W 1997 r. obraz Wacława Pawliszaka „Podarunek kozacki” sprzedany został na aukcji za niebagatelną kwotę 300 tys. zł, czyli znacznie drożej od wielu okazałych płócien Chełmońskiego, Malczewskiego lub Wyczółkowskiego. Wcześniej był tylko jeden powód, dla którego historycy pamiętali to nazwisko: malarz w rywalizacji o serce jakiejś damy dał się zastrzelić słynnemu rzeźbiarzowi Xaweremu Dunikowskiemu. Pawliszak to jeden z owych malarzy domowych, o których milczą lub ledwie wspominają leksykony, ale którzy święcą triumfy na rodzimym rynku sztuki.

W 1998 r. na jednej z aukcji wystawiono „Kaczeńce” Józefa Rapackiego, malarza, o którego dziełach Tadeusz Dobrowolski pisał w monumentalnym „Nowoczesnym malarstwie polskim”, iż „pod względem malarskim nie miały większego znaczenia”. A jednak obraz sprzedany został za 160 tys. zł. Rok wcześniej „Zaginiony legion” zręcznego współczesnego ilustratora Wojciecha Siudmaka osiągnął 55 tys. zł, za co można było wówczas kupić co najmniej trzy bardzo dobre płótna najwybitniejszych żyjących polskich twórców. Scenka przedstawiająca na tle afrykańskiej pustyni nagą piękność wtulającą się w uśmiechniętego Araba znalazła przed paru laty nabywcę za 52 tys. zł. Jej autorem był Adam Styka, malarz jeszcze bardziej banalny aniżeli jego ojciec – Jan.

Wielce pouczający może być także przypadek innej malarskiej rodziny: Kossaków. Dziad Juliusz był malarzem wybitnym i poważnie traktującym swe zajęcie. Synowi Wojciechowi także nie brakło talentów, choć już nierzadko zdarzało mu się zrobić coś byle jak, dla zarobku. Ale dopiero najmniej utalentowany z trójki wnuk Jerzy pokazał, jak znamienite rodzinne tradycje można zamienić na gotówkę. Stworzył fabryczkę obrazów, którą tak opisywał biograf rodziny Kazimierz Olszański: „Malowanie w fabryczce polegało na tym, że Jerzy kopiował obrazy Wojciecha, czasem zmieniał pewne szczegóły i podpisywał siebie lub, co gorsza, kładł podpis ojca.

Polityka 13.2002 (2343) z dnia 30.03.2002; Kultura; s. 66
Reklama