Ratusz szepcze: czystki. Kaczyński odpowiada: – Nigdy nie ukrywałem, że nastąpią poważne zmiany w kierownictwie miasta. Jedni mnie krytykują, że jest ich za mało, bo we władzach dzielnic pozostają politycy Platformy, inni, że za dużo. W czasie kampanii wyborczej wszyscy kandydaci z wyjątkiem Andrzeja Olechowskiego mówili o układzie warszawskim. Teraz, kiedy zaczynamy go rozbierać, podnoszą się głosy krytyki.
Niechętni odpowiadają, że Lech Kaczyński doszedł do władzy bez programu, za to na dwóch nośnych hasłach: poprawy bezpieczeństwa i walki z korupcją. Jego ekipa nie jest przygotowana do zarządzania miastem, więc żeby się wykazać działaniem i zdecydowaniem, rzuca skalpy przed tłum.
Na pierwszy ogień poszedł Tomasz Szawłowski, dyrektor Zarządu Dróg Miejskich. Kaczyński odwołał go w pierwszym dniu urzędowania. Dwa miesiące temu Szawłowski stał się bohaterem naszego artykułu (Igor T. Miecik, „Zarząd dróg i poboczy”, POLITYKA 38). Opisywaliśmy podejrzane przetargi ZDM, dziwne kontakty biznesowo-towarzyskie dyrektora, jego zaskakujący stan posiadania, oskarżenia o wymuszanie łapówek, ustalenia Najwyższej Izby Kontroli, która stwierdzała, że wskutek działania dyrektora zarząd ZDM jest poważnie zagrożony korupcją. Nie był to sąd odosobniony, nic więc dziwnego, że mało kto po Szawłowskim płakał; i w Ratuszu trudno znaleźć osoby broniące go wprost. „Gazeta Stołeczna” podsumowała: „Dymisja należała mu się od dawna”. Jednak w oficjalnym uzasadnieniu odwołania wspomina się o nienależytym nadzorze nad umową z WaParkiem (firmą obsługującą płatne parkowanie w centrum stolicy). W Ratuszu można usłyszeć od „starych”, że to sama umowa była zła, kwestia nadzoru zaś – drugorzędna. Szawłowski już grozi, że odwoła się do sądu.