Archiwum Polityki

Koń trojański z zadyszką

Czerwone chodniki i saluty armatnie powitają wkrótce w Waszyngtonie prezydenta Kwaśniewskiego. Będzie to dopiero druga oficjalna wizyta państwowa za rządów George’a W. Busha; zaszczyt taki spotkał dotąd tylko prezydenta Meksyku Vincente’a Foxa. Nie dzieje się tak przypadkiem. Za Atlantykiem polityczne notowania Polski są nadal wysokie. Szkoda byłoby ten kapitał zmarnować.

Honory dla Aleksandra Kwaśniewskiego to przede wszystkim nagroda za ostatnie 13 lat polskiej transformacji (lub, jak kto woli, ostatnie 22 lata). Każda oficjalna amerykańska wypowiedź na temat Polski nadal zawiera obowiązkowe zdanie o success story, korzystnie odróżniającej nas od większości sąsiadów. Dobre stosunki potwierdza brawurowa ewakuacja agentów CIA z Iraku przez polskie służby specjalne, reprezentowanie amerykańskich interesów przez polskich dyplomatów w Bagdadzie od 1990 r. i udana współpraca wojskowa w NATO, gdzie polskie kontyngenty na Bałkanach i w Afganistanie uzyskują doskonałe oceny.

Prezydent Bush ma dodatkowe powody, by Polskę szczególnie hołubić. Kiedy rok temu podróżował po Europie, niemal wszędzie witały go demonstracje, szydercze karykatury i wrogie komentarze w gazetach. Zachodni Europejczycy potępiali go za wycofywanie się z kilku układów międzynarodowych i nie ukrywali pogardy dla prowincjusza z Teksasu widzącego świat w czarno-białych kalkach z westernów. Tylko w Polsce było inaczej – żadnych protestów, entuzjazm tłumów, owacje w czasie przemówień. Wizyta w Warszawie, ze znakomicie odebranym wystąpieniem w Bibliotece Narodowej, okazała się pierwszym sukcesem Busha w podróży zagranicznej. Udane spotkanie z Kwaśniewskim, w czasie którego obaj wyraźnie przypadli sobie do gustu, zaowocowała zaproszeniem polskiego prezydenta do USA. – W sytuacji gdy zachodnia część starego kontynentu raczej się od Ameryki odsuwa, administracja Busha szuka oparcia w stosunkach z Europą Środkową. A tutaj jesteśmy naturalnym liderem – stawia kropkę nad „i” polski dyplomata.

Po 11 września polski prezydent chwycił wiatr w żagle, wychodząc z inicjatywą konferencji antyterrorystycznej w Warszawie. Biały Dom docenił pomysł udziału w niej Busha za pośrednictwem łączy satelitarnych – wystąpienie prezydenta na telebimach świetnie zagrało w kampanii Waszyngtonu przekonującej świat, że wojny z ibn Ladenem Ameryka nie prowadzi bynajmniej sama.

Polityka 29.2002 (2359) z dnia 20.07.2002; Świat; s. 38
Reklama