W ankiecie opublikowanej z okazji Dnia Dziecka (POLITYKA 22) 23 znanych polityków i artystów na 60 (wśród nich Leszek Balcerowicz, Jerzy Buzek, Janusz Głowacki, Ryszard Kapuściński, Stanisław Lem, Leszek Miller i Szymon Szurmiej) przyznało, że do ich ulubionych lektur dziecięcych należały powieści Karola Maya, Curwooda, Coopera, Londona, a także Szklarskiego. Jednak dla dzisiejszej młodzieży są to już tylko niemodne książki. Tymczasem przez ponad dwa wieki czerwonoskórzy – wypierani i mordowani przez białych kolonizatorów i białych osadników – tryumfalnie okupowali kulturę masową.
Na dobrą sprawę byli pierwszymi bohaterami zderzenia cywilizacji. Z jednej strony oświeceni Europejczycy przybywający zza wielkiej wody w swych pływających domach, dysponujący znakomitą techniką, organizacją i wiedzą naukową. Z drugiej szlachetni dzicy, naiwni, ale żyjący w zgodzie z naturą, skazani na wymarcie ostatni Mohikanie, tropiciele śladów, myśliwi, świetni jeźdźcy i zarazem mędrcy potrafiący rozmawiać z ziemią, wiatrem, ogniem i wodą oraz duchami przeszłości, dysponujący magiczną wiedzą lekarską – niedostępną białym, zepsutym przez ich ciasny racjonalizm. Tragiczny los Indian był wyrzutem sumienia dla sentymentalnych Europejczyków, a zarazem dowodem na wyższość cywilizacyjną Zachodu i słuszność darwinowskiej zasady, że w walce o byt zwycięża silniejszy.
Dla uspokojenia serc zachodnia kultura masowa karmiła się budującą bajką o braterstwie krwi Indianina i białego ponad przepaścią cywilizacyjną. Prototypem takiego przymierza był Skórzana Pończocha, biały wychowany od dzieciństwa przez Indian, bohater pięcioksięgu Sokolego Oka (1823–1841) Jamesa Fenimore’a Coopera.