Archiwum Polityki

Szumi dokoła gaz

Ukraina, Rosja, Unia – kto wygrał, kto przegrał w konflikcie gazowym? I czy to już naprawdę jego koniec?

Jedna wciąż nie myśli o kryzysie, gazowym ani żadnym innym. Jeszcze żyje świętami, prawosławnym końcem roku, karnawałem. Ulice są oświetlone rzęsiście, może jak jeszcze nigdy. Kolorowe girlandy zdobią domy i drzewa, dziesiątki choinek mrugają światłami. W restauracjach i barach pełno gości.

O gazie mówi się co najwyżej żartem. Panuje spokój, bo przecież, jak zapewnia rząd, są gazowe zapasy. O Rosji – że jej niedoczekanie. Że jest winna, prowadzi szowinistyczną politykę i że podłoże gazowego konfliktu jest polityczne. Ukraińcy jednoczą się, choć jeszcze niedawno w sondażu popularnego programu publicystycznego tv ponad połowa ankietowanych obwiniała o kryzys ukraiński rząd Julii Tymoszenko i prezydenta Wiktora Juszczenkę. Nie akceptowali pogarszających się stosunków z Moskwą w przekonaniu, że z sąsiadem trzeba się dogadywać, a nie brać za łby. Potem to się zmieniło, może dlatego, iż w niektórych oddalonych od centrum osiedlach zrobiło się chłodniej w mieszkaniach.

Gazu nikt nie oszczędza, o programie oszczędnościowym, skonstruowanym po poprzednim kryzysie, prawie zapomniano. Gospodarcza hossa uśpiła czujność, ukraińskie wyroby były konkurencyjne na rynkach, ich niskie ceny można było utrzymać dzięki preferencyjnym cenom gazu.

Tymczasem hossa się skończyła, gospodarka wyhamowała, dochód narodowy dramatycznie spadł. W każdym innym kraju byłby to dostateczny powód do wybuchu niezadowolenia. Ale tutaj na razie nie. Choć hrywna jest słaba jak mucha, a Narodowy Bank Ukrainy zmuszony był wprowadzić ograniczenia z powodu braku dewiz. Życie podrożało odczuwalnie. Kijów jest tak drogi, że aż się trzeba złapać za głowę. Światowy kryzys uderza w najmniej zarabiających, ale i w klasę średnią, która spłaca kredyty, prowadzi firmy i już myślała, że udało się odbić od dna.

Polityka 4.2009 (2689) z dnia 24.01.2009; Świat; s. 85
Reklama