Archiwum Polityki

Narbutta jest kobietą

Dostałam nagrodę i od tego czasu czuję się, jakbym miała urodziny. Może dlatego, że rozdanie Paszportów „Polityki” puścili u Farfała w telewizji? Babcia się popłakała, sąsiadka gratulowała, a koleżanka zasugerowała, że na śniadanie powinnam jeść tylko ptasie mleczko.

No, ale teraz do roboty, debiutantko. Należy podtrzymać zainteresowanie swoją osobą, pisząc możliwie dużo i wszędzie. Ważną kwestią są również wywiady i bywanie. Tu i tam – tak na wszelki wypadek, gdyby się jednak okazało, że nigdy już nic nie zostanie wydane. Słyszę więc w słuchawce: pozwalam sobie zadzwonić z bardzo ekskluzywnego pisma, żeby pani dała jakieś rady naszym czytelniczkom na życie, bo one strasznie by tego chciały, były zawsze dobre z polskiego i czytały lektury. I kiedy zwolnią je z pracy, bo zaszły w ciążę, kiedy szef znowu po przyjacielsku rąbnie w tyłek, kiedy skończy im się kasa i nie będą mogły spłacić cholernego kredytu na sto lat z procentami – o, wtedy pani twórczość będzie jak ukojenie. Będzie taką nagrodą z pledem i herbatką na wieczór.

Dzwonią znajomi, pytają, ile to się kasy wyciąga na takiej nagrodzie i czy już nigdy nie spotkam się z nimi na punkowym koncercie. Pada też coraz więcej pytań o kolejną książkę. Że nie mam wyjścia, że coś muszę, no cokolwiek. Chcą mi wszyscy bardzo pomóc, stworzyć grupę wsparcia dla nieobytych pisareczek. I ja tu na kartce, Sylwuniu, przygotowałam takie różne propozycje, nie trzeba się nimi sugerować, w ogóle to najlepiej jeść dużo owoców, spacerować, postawić na relaksację życia codziennego. Radzę na przykład napisać jakiś kryminał, bo to ostatnio dobrze idzie, albo może coś o bezdomnych, kryzysie finansowym lub o kotkach i szczeniaczkach, jak się ładnie bawią.

Polityka 7.2009 (2692) z dnia 14.02.2009; Kultura; s. 60
Reklama