Archiwum Polityki

Sędzia generalny

Po prokuraturze, policji i specsłużbach przyszedł czas na sądy. Dopiero po ich „odzyskaniu” PiS będzie mogło w pełni korzystać z władzy nad aparatem ścigania. Zabrał się do tego energicznie niezastąpiony Zbigniew Ziobro.

Co z tego, że telewizja pokaże kolejny policyjny film ze spektakularnego zatrzymania groźnego – zdaniem prokuratury – przestępcy, a potem sam minister sprawiedliwości ogłosi na konferencji prasowej listę najcięższych zarzutów, skoro oskarżenia te mogą zostać obalone w niezależnym sądzie? Kiedy takie przypadki zaczną się powtarzać (a trwa kilkanaście prestiżowych dla PiS śledztw), może to oznaczać kompromitację prokuratora generalnego, na co Zbigniew Ziobro nie może sobie pozwolić.

– Niezależność sądów zdaje się rządzącym mocno doskwierać. Stąd cała seria pomysłów służących podporządkowaniu sądownictwa ministrowi sprawiedliwości – ocenia Stanisław Dąbrowski, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa, konstytucyjnego organu mającego strzec autonomii trzeciej władzy. – Tym samym zmierzamy do modelu ustrojowego bliskiego państwom Ameryki Południowej.

Niekompletny ciąg technologiczny

Obecna ekipa rządząca od początku marzyła o zdobyciu pełnej kontroli nad organami ścigania i wymiarem sprawiedliwości. Nie przez przypadek, tuż po zdobyciu przez nią władzy, język polskiej polityki wzbogacił się o tyleż prześmiewczy, co trafny termin „kompletnego ciągu technologicznego”. Komentatorzy nazwali tak wtedy dążenie PiS do opanowania wszystkich instytucji decydujących o wszczynaniu postępowań sądowych i mających wpływ na ich przebieg. Presja była na tyle silna, że m.in. o nią rozbiły się, przynajmniej oficjalnie, pomysły stworzenia postsolidarnościowej koalicji POPiS. Platforma nie chciała się zgodzić, by jej potencjalni partnerzy obsadzili służby specjalne, resort spraw wewnętrznych (a więc policję), Centralne Biuro Antykorupcyjne i ministerstwo sprawiedliwości, w pełni kontrolujące pracę prokuratury.

Polityka 20.2007 (2604) z dnia 19.05.2007; Kraj; s. 40
Reklama