Od chwili, gdy Luc Callebat, prezes zarządu spółki Lafarge Cement, dowiedział się o decyzji Komisji Europejskiej, nie może się uspokoić. Nie wie jeszcze, jaka liczba uprawnień do emisji dwutlenku węgla (CO2) przypadnie polskim cementowniom Lafarge, ale zdaje sobie sprawę, że dostaną ich mniej, niż będą potrzebowały.
A potrzeby są coraz większe. Polska rozwija się w szybkim tempie, powstają nowe domy, autostrady, za chwilę ruszą inwestycje związane z Euro 2012. Popyt na cement, już dziś trudny do zaspokojenia, wzrośnie. Byłby to powód do radości, gdyby nie CO2. Im więcej powstaje cementu, tym więcej gazu trafia do atmosfery. Cudów nie ma: dwutlenek węgla musi się wydzielać, najpierw w trakcie procesów chemicznych, a potem w piecach podczas wypalania klinkieru.
– Polski przemysł cementowy przeszedł wielką modernizację. Udało się obniżyć emisję CO2 na tonę cementu aż o 25 proc. Nasza branża należy do najnowocześniejszych w Europie i wypełniła zobowiązania Protokołu z Kioto z nadwyżką – przekonuje prezes Callebat. A sprawa dla Polski jest niezwykle ważna. Jeśli spełni się czarny scenariusz, którego się obawia, to cementownie będą musiały kupować brakujące uprawnienia do emisji CO2 na rynku, a to oznacza wzrost kosztów produkcji. Jak duży? To zależy od wolnorynkowych cen uprawnień. Eksperci wróżą, że te mogą kosztować nawet 50 euro za tonę. W takiej sytuacji cena tony cementu musi wzrosnąć o 35 euro. Kto wtedy kupi krajowy cement? – zastanawia się prezes Callebat.
Dwutlenek węgla, ten sam poczciwy i dobrze nam znany z wody sodowej, to dziś główny oskarżony w procesie ocieplania się klimatu.
Jego zawartość w atmosferze obok innych tzw.