Łososie nie planują powrotu do Polski, a jeśli – niczym łososie właśnie – to na starość. Bociany stale kursują między Wielką Brytanią a Polską. Czasem spędzają za granicą kilka miesięcy (studenci), czasem kilkadziesiąt godzin (np. lekarze przylatujący na dyżur). Trudno ich nawet określić mianem emigrantów w pełnym tego słowa znaczeniu. Chomiki to ci, którzy chcą się dorobić i wracać. Buszujący nie do końca wiedzą, czego chcą. Stanowią 43-proc. grupę wśród kilkuset tysięcy polskich emigrantów na Wyspach. Szukają, testują rozmaite możliwości. W końcu wielu z nich decyduje się na powrót.
Pieniądze to nie wszystko
Przy podejmowaniu decyzji o powrocie buszujący rzadko kierują się względami finansowymi, bo i rzadko finanse były powodem ich wyjazdu z ojczyzny.
Krzysztof Frais przeniósł się z Krakowa do Londynu na piątym roku filozofii. Był początek 2002 r. Planował doktorat, pisał do gazet, działał w kole naukowym. Tuż przed końcem studiów wziął jednak dziekankę. Oficjalnie – chciał doskonalić angielski, przeżyć przygodę, poznać starą Polonię: ludzi-legendy, jak mówi. Nieoficjalnie – właśnie zakończył wieloletni związek.
Jacek, informatyk, mówi wprost: w Polsce niczego mu nie brakowało. Miał mieszkanie, dobrą pracę (zakładał sieci w bankach), pieniądze. Nie miał jednak szczęścia w miłości. Związek się kruszył, ale została kilkuletnia córka. Nie wiadomo było, co robić. Wtedy Jackowi przypomniało się młodzieńcze marzenie – Australia. Załatwił rezydenturę. Jak się w związku ułoży – myślał – sprowadzi swoje panie. Jak nie – może zostanie sam. Wsiadł do samolotu jesienią 2002 r. W Australii zaczynała się właśnie wiosna.
W 1988 r.