Archiwum Polityki

Trzy żałoby

Filmem „Katyń” Andrzej Wajda zabrał głos w wielkim europejskim sporze: jak pamiętać – i co pamiętać? A także: komu, co pamiętać? Z tym pytaniem zmagają się – również w kinie – nasi sąsiedzi: Niemcy i Rosjanie.

Oto trzy filmy nakręcone mniej więcej w tym samym czasie: polski „Katyń”, niemiecki „W końcu przychodzą turyści” oraz rosyjski „Franz i Polina”. W pierwszym chodzi o zbrodnię popełnioną nie tylko na zamordowanych oficerach, ale i na zniewolonym społeczeństwie, deprawowanym latami przez stalinowskie kłamstwo katyńskie. W drugim – o stosunek współczesnego młodego Niemca do niemieckiej zbrodni i dzisiejszego „przemysłu oświęcimskiego”. W trzecim – o masakrę białoruskiej wioski i miłość esesmana do Rosjanki.

1

Najpierw „Katyń”. Jest to elegia o pamięci rodzinnej raczej niż o historii zbrodni. Są w filmie wielkie sceny. Między innymi ta początkowa, o której Wajda marzył od dawna. Polska na moście na Bugu – jedni uciekają ze strefy zajętej przez Niemców, drudzy od Rosjan. Potem internowani oficerowie na kościelnym cmentarzu. Wigilia w prawosławnym klasztorze zamienionym w więzienie i wreszcie droga krzyżowa na golgotę, pociąg, autobus, zdjęcie pasa, zarzucenie pętli na szyję, strzał... Te sceny zostaną. Ale to tylko ilustracje. Nie ma w tym filmie głównych winowajców. Są jedynie wykonawcy.

Tak naprawdę jest to plakatowy film o tym, co się działo z pamięcią o pomordowanych w czasie wojny i po niej. Jak nią manipulowano, jak ją przekręcano i wypierano, stosując jako narzędzie upokorzenia i zniewolenia Polski, wyzwolonej w 1945 r. od Niemców przez ich sojusznika z 1939 r. i – wraz z Hitlerem – współwinnego planowej dekapitacji polskiej warstwy przywódczej.

Mimo epizodu z rosyjskim oficerem ratującym żonę jednego z zamordowanych w Katyniu, to film bez woli dialogu kogokolwiek z kimkolwiek. Nie ma przesłuchań przez oficerów NKWD, nie ma dialogów jak z Conrada.

Polityka 39.2007 (2622) z dnia 29.09.2007; Kultura; s. 66
Reklama