Archiwum Polityki

Wspomnienia z białego miasteczka

Aneta mówi, że oglądając w telewizji, jak 19 minut po każdej godzinie przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów kobiety potrząsają plastikowymi butelkami wypełnionymi żółtym polskim groszem, nie czuje się tego dreszczu. To trzeba było usłyszeć na żywo.

Aneta Radomecka, w białym miasteczku 4 dni i noce, na oddziale psychogeriatrii szpitala w Łukowie od 13 lat.

Żal tych młodych policjantów. Stoją tak, deszcz nie deszcz, żar nie żar – Aneta podkręca głośnik w telewizorze. – A z drugiej strony, w nocy czułyśmy się przy nich bezpieczne. I małych dzieci mi żal. Widzą w telewizorze te erki, te suki, jak na wojnie.

Od kiedy Aneta wróciła z Warszawy, czas odmierza telewizyjnymi relacjami z białego miasteczka. Jeszcze by nawet tam została, gdyby nie wesele w rodzinie. Ale kiedy jeszcze nikt się nie spodziewał, że sprawa pielęgniarska nabierze takiego rozmachu, potwierdziła przybycie na wesele.

Wracając do policjantów, nieraz słyszała w nocy te rozmowy z chodnika, że im nogi wchodzą w d... Nawet zapraszała chłopców do namiotu, który dziewczyny z Łukowa kupiły w promocyjnej cenie za związkowe pieniądze, ale twarze mieli kamienne, bo zabroniono policjantom nawiązywania ustnego kontaktu z pielęgniarkami. Pewnej deszczowej nocy wyniosła im folię do przykrycia się przed deszczem, ale nie wzięli.

Poprzednio Aneta była w Warszawie 12 lat temu, jeszcze przed ślubem, bo lubiła zaszaleć z zakupami na Stadionie Dziesięciolecia. Potem urodziła dziecko i zaczęła się ubierać w łukowskim second handzie. Nawet na kredyt nie było Anety stać. Gdy poszła do banku mówiąc, że marzy się jej mieszkanie, bank śmiał się w oczy. Więc matka Anety wyjechała do Włoch na 2 lata, żeby myć włoskie podłogi. Przywiozła 40 tys. zł wkładu własnego i bank przestał się śmiać: wziął na żyrantów rodziców Anety, babcię, a pod zastaw samochód i mieszkanie babci i pożyczył kolejne 40 tys. zł, rozkładając raty na 20 lat. Więc od roku Aneta ma 44 m kw. z balkonem.

Po godz.

Polityka 29.2007 (2613) z dnia 21.07.2007; Na własne oczy; s. 100
Reklama