Odmienność systemu pomajowego od innych systemów dyktatorskich polegała na tym, że Piłsudskiemu nigdy nie przyszło do głowy, że może stracić władzę. Nie usiłował prowadzić misternych gier personalnych mających nie dopuścić do wytworzenia się w najbliższym otoczeniu politycznym zagrażających mu układów. Nie miał nic przeciwko temu, by jego współpracownicy spotykali się bez niego i dyskutowali o sprawach politycznych. Miał natomiast świadomość nieuchronności procesów biologicznych i przygotowywał grupę rządzącą do funkcjonowania bez niego. Ramy miała stworzyć nowa konstytucja. Rychło się jednak okazało, że jest to narzędzie niewystarczające. Zgon Marszałka, jak napisał jego biograf Władysław Pobóg-Malinowski, stał się „pęknięciem magicznej obręczy: zespół dotąd karnie idący w zaprzęgu – w pracy dla państwa – rozpadać się zaczął wkrótce na kilka grup, różniących się co do metod rozwiązania głębokiego kryzysu, jaki śmierć Piłsudskiego wywołać musiała. Później też odezwą się i ambicje osobiste”.
Józef Piłsudski zmarł 12 maja 1935 r. o godz. 20.45 w Belwederze.
Dla wąskiej elity obozu sanacyjnego ta śmierć nie była od co najmniej kilku miesięcy zaskoczeniem. Zdawano sobie sprawę, że Marszałek jest ciężko chory.
Janusz Jędrzejewicz, do niedawna premier i wciąż wpływowy polityk, wspomina, że na krótko przed śmiercią Piłsudskiego został zaproszony przez Bogusława Miedzińskiego, redaktora rządowej „Gazety Polskiej”. W spotkaniu uczestniczyli prominentni działacze piłsudczykowscy – Ignacy Matuszewski, Adam Koc i Henryk Floyar-Rajchman. Zwrócili się do Jędrzejewicza, który cieszył się zaufaniem prezydenta Mościckiego, aby zasugerował mu, że po śmierci Piłsudskiego kluczowe w armii stanowisko generalnego inspektora sił zbrojnych powinien objąć gen.