Archiwum Polityki

Bury i Bury

Na liście parlamentarzystów znalazło się dwóch Janów Burych. Starszy parlamentarnym stażem – syn Józefa, działacz PSL, rocznik 1963, w Sejmie jest od I kadencji. Debiutuje zaś, po starcie z listy PiS, syn Antoniego – rocznik 1942, szef Fundacji Pomocy Młodzieży im. Jana Pawła II Wzrastanie.

Obaj panowie pochodzicie z Podkarpacia – czy w Sejmie spotkaliście się po raz pierwszy?

Jan Bury s. Antoniego:

– Spotkaliśmy się na początku lat 90. w pociągu Rzeszów–Warszawa. Pamiętałem posła z plakatów, więc mu się przedstawiłem.

Jan Bury s. Józefa:

– Kiedy usłyszałem „Jan Bury”, powiedziałem: wiem, jak się nazywam. Dopiero po chwili zrozumiałem, o co chodzi. Sympatycznie sobie porozmawialiśmy.

Czy ta znajomość miała ciąg dalszy?

JB s. A.:

– Zabiegałem u posła o pomoc dla naszej fundacji w kontakcie z podobnymi organizacjami działającymi za granicą, ale nic z tego nie wyszło. Potem nasze drogi już się nie przecinały.

Czy z posiadaniem takiego imiennika wiążą się jakieś komplikacje?

JB s. J.:

– Dzięki temu, że musiałem podać na sejmowej wizytówce imię ojca, mój ojciec czuje się bardzo dumny. A poważnie – nie sposób ukryć, że ja jestem w polityce dłużej. To trudno mierzalne, ale z 20 miejsca, z którego startował kolega, rzadko zostaje się posłem... Wiem, że mój kuzyn o mało co się nie pomylił i nie oddał głosu na niego, myśląc, że to ja.

JB s. A.:

– Cóż, poseł Bury może mieć poczucie wyższości – choć jest młodszy ode mnie, ma dużo dłuższy staż parlamentarny. Sądzę jednak, że na tyle odróżniłem się swoim życiem i jestem znany w regionie, że wyborcy świadomie głosowali na mnie.

Jaki był koszt panów kampanii?

Polityka 47.2007 (2630) z dnia 24.11.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 8
Reklama