Archiwum Polityki

Pokaż, co masz

PiS uważa, że Polacy wręczają rocznie łapówki o wartości 6,6 mld dol. i z plagą korupcji zamierza walczyć za pomocą lustracji majątkowej. Rządowy projekt ustawy został już przesłany do Sejmu, a jego zapisy budzą zdumienie, są bowiem ewenementem na skalę światową. Po pierwsze dlatego, że – w przeciwieństwie do obecnie obowiązującej – nowa ustawa o obowiązku lustracji majątkowej dotyczyć ma nie tylko osób rzeczywiście pełniących funkcje publiczne. W przypadku parlamentarzystów, ministrów i niższej rangi urzędników państwowych i samorządowych remanent majątkowy w momencie rozpoczęcia pełnienia funkcji publicznej i jej zakończenia jest jak najbardziej uzasadniony. Podatnik ma prawo wiedzieć, o ile w tym czasie powiększył się ich stan posiadania.

Projekt nowej ustawy dotyczy jednak grona znacznie szerszego, nie mającego nic wspólnego z pełnieniem funkcji publicznych. Obejmuje nie tylko te same środowiska, które objęła „zwykła” ustawa lustracyjna, ale też inne, które mogą być wskazane później „na podstawie odrębnych przepisów”. Żaden obywatel, a także pracujący w Polsce obcokrajowiec nie może być więc pewien, czy za jakiś czas nie okaże się, że on też musi wyspowiadać się ze swego majątku.

Organizacje biznesowe alarmują, że nigdzie na świecie – Polska byłaby pierwsza – członkom zarządów i rad nadzorczych spółek notowanych na giełdzie nie każe się składać oświadczeń, w których wymienić muszą cały swój i małżonka stan posiadania (także za granicą). Nie tylko dochody, oszczędności, ale także posiadane nieruchomości (z adresami) i inne rzeczy o wartości powyżej 10 tys. zł. Te informacje, na całym świecie traktowane jako strzeżona prywatność, miałyby być publicznie dostępne.

Trudno sobie wyobrazić, by tego typu niespotykanym rygorom podporządkowali się inwestorzy zagraniczni.

Polityka 19.2007 (2603) z dnia 12.05.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 16
Reklama