Robert Jarosz gromadził swoje jarocińskie zbiory przez długie lata, stworzył z nich liczące 900 godzin nagrań Archiwum Polskiej Muzyki Rozrywkowej Trasa WZ, ale coraz bardziej upewniał się, że jeśli sam ich nie wyda, nikt inny tego nie zrobi. Podobny pomysł miał Sławek Pakos, właściciel niewielkiej wytwórni płytowej W Moich Oczach. Kiedy Robert spotkał Sławka, postanowili zespolić wysiłki. – Chodzi o wydawanie płyt świetnych zespołów – mówi Robert – które nie miały możliwości zaistnienia na płytach w latach 80., 90., aż do dziś.
Bo wtedy nie pozwoliła cenzura, bo istniały za krótko, bo nie miały siły przebicia, bo były tylko dwie, trzy państwowe wytwórnie płytowe, a te prywatne („polonijne”) wydawały pewniaków, którzy gwarantowali zyski. A już w III RP wielkie wytwórnie „nie widziały potencjału komercyjnego”. Zaczynał się przecież tryumf rozrywkowego popu i dyskoteki, a Jarocin powszechnie uchodził za synonim muzycznego podziemia. Ostatnie odsłony festiwalu, przed jego końcem w 1994 r., upływały wśród zadym wzniecanych przez anarchopunków, którzy nie mogli się pogodzić z nowymi wolnorynkowymi zasadami jego funkcjonowania. Przeciw dalszej organizacji imprezy był Kościół, dogasał też entuzjazm lokalnej władzy, ale przesądziło najpewniej co innego: trudności w pozyskaniu sponsorów, którzy – podobnie jak prywatne rozgłośnie radiowe i rozpoczynające swoją działalność w Polsce międzynarodowe koncerny fonograficzne – nie widzieli marketingowego sensu we wspieraniu czegoś, co nie pasuje do nowych czasów i mija się z aktualną modą.
Festiwal przestał istnieć i została tylko jego legenda, a właściwie kilka legend, które od czasu do czasu w różnych celach przywoływano. Legenda polityczna ożyła parę tygodni temu, kiedy Tomasz Budzyński, dziś reprezentant chrześcijańskiego rocka, a w latach 80.