Netzel nominację obejmował w atmosferze skandalu. „Rzeczpospolita” zarzucała mu, że – jako adwokat – brał udział w aferalnych interesach swojego klienta. Netzel odparował autorowi w rewanżu, że jest majorem służb specjalnych. Obaj panowie mają się spotkać w sądzie.
Media podały też, że Netzel związany był z gdańską kancelarią, w której praktykowała córka obecnego prezydenta. Dyskretnie pomagał też Przemysławowi Gosiewskiemu w czasach komisji śledczej do spraw prywatyzacji PZU. Nikt nie ukrywał, że do PZU trafił nie z powodu menedżerskich kompetencji, ale jako zaufany człowiek nowej ekipy.
Niestety, stanowisko wiceprezesa powierzono Jolancie Strzeleckiej, także prawniczce z silnym umocowaniem politycznym. Niegdyś pracowała w „Tygodniku Solidarność”, zaprzyjaźniona jest z Jarosławem Kaczyńskim. W PZU uważano ją za oko i ucho premiera. Trudno, żeby prezesowi ta sytuacja się podobała.
W wyniku głośnego konfliktu z szefem wiceprezes Strzelecka została wysłana na urlop, z którego ma już do PZU nie wrócić. Plotka wewnętrzna głosi, że minister skarbu obiecał jej inną robotę. Ponieważ prezes i wiceprezes nieustannie robili sobie na złość, zwarcie nie zdziwiło nikogo. Zwłaszcza że pani wiceprezes jest osobą waleczną i w bojach zahartowaną. W „Kontratekstach” – niezależnym internetowym magazynie publicystów – informował o tym jej doradca, były dziennikarz Piotr Rachtan, który urlop szefowej spędza na zwolnieniu lekarskim. Tą właśnie drogą podwładni wiceprezes Strzeleckiej dowiedzieli się, że za „uchylanie się od posiadania dowodu osobistego” ich szefowa skazana została na karę grzywny w wysokości 2 tys. zł. Ponieważ się odwoływała, sprawa toczyła się aż do 2005 r. i – zdaniem Piotra Rachtana – zakończyła się nie tylko kompromitacją sądu, ale całej III RP.