Znany prawnik dr Jan Piszczek z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie wyróżniał swoich najlepszych studentów, zapraszając ich pod koniec seminariów na prywatne spotkania.
W czerwcu 2006 r. zorganizował takie spotkanie w akademiku na olsztyńskim Kortowie. Wynajmował tam od uniwersytetu segment służący mu jako mieszkanie podczas pobytów w Olsztynie. Dr Piszczek na co dzień mieszka bowiem w Toruniu.
Nic nie zapowiadało, że akurat ten wieczór zakończy się wydarzeniem, które uzmysłowi studentom wydziału prawa, jak łatwo można w Polsce być uznanym za przestępcę. Siedzieli w apartamencie profesora w kilkanaście osób. Rozmawiali, pili wino i drinki, słuchali muzyki z radia. Profesor, chociaż znany z dużych wymagań i surowy podczas egzaminów, był wśród studentów powszechnie lubiany.
Ale miła atmosfera prysła, kiedy przed północą do mieszkania Jana Piszczka wpadła policja
i wyprowadziła go i jego najlepszego studenta. Tak zakończyła się impreza wieńcząca seminarium magisterskie przyszłych sędziów, adwokatów, prokuratorów i radców prawnych.
Policja interweniowała z błahego powodu. Sąsiadce dr. Piszczka, pracownicy naukowej wydziału rolnego, przeszkadzał hałas, śpiewy i tubalny śmiech gości. Najpierw sama próbowała mitygować sąsiada, potem wezwała tzw. Straż Kortowską, czyli pracujących dla uczelni ochroniarzy, a kiedy hałasy nie cichły, domagała się wezwania policji.
Wersja uczestników spotkania przedstawiała bieg rzeczy odmiennie. Z radia leciała przyciszona muzyka, nikt nie śpiewał, alkohol pito symbolicznie (dwie butelki wina i butelka wódki na kilkanaście gardeł). Rozmawiali.
Dojście do prawdy jest w tym przypadku utrudnione, jeśli nie niemożliwe. Wersję sąsiadki (o przekroczeniu normy hałasu) potwierdziło kilku świadków (w tym jej koleżanka), wersję gości dr.