Archiwum Polityki

Teatr pod Lupą

Kiedyś przyjaciele dla żartu wydrukowali mu 250 wizytówek: „Krystian Lupa – prorok, człowiek od odpowiedzi”. Zdaje się jednak, że największy polski współczesny reżyser zamiast odpowiadać, woli pytać, podważać i burzyć.

Lupa lubi powtarzać, że artysta żyje krócej niż człowiek: kilkanaście, góra dwadzieścia lat. Dlatego nie należy przedłużać procesu agonii, tylko pogrzebać i opłakać artystę w sobie, by móc narodzić się jako twórca na nowo. Inaczej wpada się w pułapkę samonaśladownictwa i kabotyństwa, a artystyczną śmierć ogłoszą za ciebie inni. Tylko kiedy jest ten moment przełomu? Zwłaszcza w przypadku reżysera europejskiego formatu, którego spektakle oklaskiwane są w najlepszych teatrach Niemiec, Rosji czy USA i zapraszane na największe festiwale.

Krystian Lupa, który w tym roku skończy 65 lat, wciąż potrafi zaskakiwać. Najlepszym tego przykładem jest ostatnia premiera „Factory 2” – oparta na aktorskich improwizacjach fantazja na temat Andy’ego Warhola i niebieskich ptaków skupionych wokół jego słynnej Srebrnej Fabryki. Grany w Starym Teatrze ponadsiedmiogodzinny spektakl łączy w sobie wszystkie motywy teatru Lupy, a jednocześnie jest zaprzeczeniem dotychczasowego stylu myślenia reżysera. Lupa przekracza artystę w sobie. Nie pierwszy raz w swojej trzydziestoletniej karierze, ale pierwszy raz tak radykalnie.

Laboratorium buntu

Swój teatr wywiódł z „Wyzwolenia” Swinarskiego, „Umarłej klasy” Kantora i pism Carla Gustawa Junga. Od pierwszego nauczył się nieufnie podchodzić do słowa pisanego: szukać między słowami, analizować relacje między bohaterami i uważnie słuchać aktorów. W teatrze drugiego zaintrygował go sposób prowadzenia aktora, Jung zaś stał się dla Lupy swoistym guru: psychologiem, psychiatrą, filozofem i mistrzem drogi do prawdy.

Laboratorium własnego stylu stał się dla debiutującego reżysera Teatr im. Norwida w Jeleniej Górze.

Polityka 14.2008 (2648) z dnia 05.04.2008; Kultura; s. 63
Reklama