Poparcie owszem, mają, ale głównie od gapiów i najniżej postawionych funkcjonariuszy. Dzięki tym ostatnim mogą przemknąć do toalety w urzędzie, dostać wrzątek na herbatę, usłyszeć słowa otuchy. Im wyżej w hierarchii, tym większy niesmak na widok przyczepy, kłującej w oczy już na dzień dobry przed rozpoczęciem urzędowania.
– Gdyby one dostały mieszkania, zaraz pojawiliby się tu następni biwakowicze i tak bez końca! – mówi Grzegorz Oszast, szef wydziału polityki mieszkaniowej, członek zarządu miasta. – Uciekając od mężów te panie popełniły wiele błędów. Kiedy rozłożyły swój biwak, wyszedłem z inicjatywą pomocy. Zaproponowałem im pobyt w ośrodku pomocy społecznej w Mrozowie albo powrót do schroniska dla ofiar przemocy. Nie przyjęły żadnej z tych propozycji!
Sławomir Piechota, członek zarządu miasta kierujący polityką społeczną, też ma klarowną opinię o mieszkankach przyczepy. – Trzeba tym kobietom pomóc w odzyskaniu samodzielności, a tu warunki są dwa: muszą mieć własne źródło utrzymania i jakąś kwaterę. Póki osoby bezdomne nie staną się samodzielne, póty przekazywanie im mieszkań socjalnych skutkować będzie dewastacją i zaległościami czynszowymi, podczas gdy od lat wiele rodzin czeka na mieszkania!
Katalog błędów
Prawdą jest, że obie popełniły parę błędów. Błąd pierwszy: mimo dramatycznych zawirowań w sprawach osobistych i sześcioletniej bezdomności nigdy nie przerwały pracy: Krystyna, pielęgniarka, ma staż dwudziestoletni, zarabia 580 zł netto. Mirosława, pokojówka w hotelu, pracuje o dwa lata krócej i właśnie otrzymała zawiadomienie o podwyżce płacy do 780 zł brutto.
Błąd drugi: obie kobiety są zadbane, schludne, mają kulturalny sposób bycia. Nie piją, dobrze wychowują swoje dzieci, ich córki nieźle się uczą.