Siła koalicji jest bezdyskusyjna, choć nie porażająca, wynosi 1 mandat: 17 głosów dla koalicji, 16 dla opozycji. Ale to wystarczy. Krzysztof Martens, szef podkarpackiego SLD, przyznaje, że tego właśnie chciał, władzy. Dzięki niej może realizować swoją koncepcję zmian. Przez 12 lat Podkarpaciem rządziła prawica tak skutecznie, że powstało tu czarne zagłębie. Prawica była jednak wewnętrznie skłócona. Choć wszyscy byli z etosu, to jednak z różnych pni. Cierpiało na tym województwo.
Dziś przyszedł czas, żeby zmienić rzeczywistość i Martens wie, co chce zrobić. Zreformować system służby zdrowia, zadbać o fundusze europejskie i rozwój Euroregionu Karpaty.
Martens znany jest na świecie jako mistrz brydża sportowego, w Polsce – jako były felietonista „Gazety Wyborczej”, w regionie – jako były sympatyk Unii Wolności, łebski strateg i współtwórca wyborczego sukcesu SLD. Ale również jako wierny żołnierz Wiesława Ciesielskiego, lokalnego barona SLD, który obejmując posadę wiceministra finansów w rządzie Millera przekazał schedę w pewne ręce. – Nie ma innej recepty. Spójna władza pozwala bez przeszkód porządkować otoczenie – wyjaśnia Martens.
Jan Bury, prezes wojewódzkiego PSL, jest prostolinijny: – Nie robimy nic więcej niż wcześniej AWS – powiada. Bury jest posłem, w środowisku rozgłos przyniosło mu wyborcze zwycięstwo nad Aleksandrem Bentkowskim.
Liderka podkarpackiej Samoobrony, posłanka Maria Zbyrowska, ujmuje rzecz bardziej obrazowo: – Nie może być kuchni bez pieca. Jak się ktoś chce wprowadzić do domu, to go sobie musi umeblować – wykłada.
Zaczęto od urzędu marszałka: laska przypadła PSL, bo bez niego nie byłoby koalicji.