Drzwi warszawskiej katedry wyłamywane w latach siedemdziesiątych pod naporem słuchaczy pragnących wysłuchać „Jutrzni” Pendereckiego. Amerykańskie stadiony z początku lat dziewięćdziesiątych przepełnione amatorami III Symfonii Góreckiego. Setki maturzystów tańczących dziś Kilarowskiego poloneza z „Pana Tadeusza”. Jakież to budujące obrazy, chciałoby się, żeby trwały. Kręci się więc korowód rytualnych oficjałek z okazji i ku czci, nagród i innych honorów – w związku z jubileuszami jeszcze zwielokrotniony. Każdy z naszej kompozytorskiej wielkiej trójcy nosi ten ciężar na swój sposób, ale w sumie chyba nie najlepiej.
W zeszłym roku cała Polska długa i szeroka grała najnowszy utwór Kilara „Missa pro pace”, częściowo na skutek zabiegów samego kompozytora, który przywiązuje do tego utworu szczególną wagę. W tym roku Górecki kryje się w cieniu, przywiązany do swej splendid isolation. Najefektowniejsze obchody wymyślono mu w Katowicach, gdzie przez cały dzień jego urodzin, 6 grudnia, rozbrzmiewać mają jego dzieła wszystkie. Za to Penderecki koncertem 6 stycznia w rodzinnej Dębicy rozpoczął już obchody najdłuższych urodzin nowoczesnej Europy. Kto by się jednak spodziewał jeszcze rok temu, że jego jubileusz nabierze posmaku skandalu?
Wojna na górze
Andrzej Chłopecki w swoim osławionym już felietonie „Socrealistyczny Penderecki” („Gazeta Wyborcza”, 12–13.10.2002) nie był pierwszym, który użył w podobnym kontekście słowa „socrealizm”. Niemal ćwierć wieku wcześniej Stefan Kisielewski mówił o „socrealizmie liturgicznym”, myśląc o dziełach takich jak „Angelus” Kilara, „Polskie Requiem” Pendereckiego czy „Beatus vir” Góreckiego.