Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Zagubione autostrady

Dlaczego budowa autostrad idzie jak po grudzie? Bo to trudne i ogromne zadanie. Za duże i za trudne jak na możliwości polskich władz. Historia budowy autostrad to studium niewydolności systemu zarządzania państwem.
JR/Polityka

Wiele rzeczy po 1989 r. nam się udało, ale akurat nie autostrady. Wedle pierwszych planów z początków lat 90. cała sieć miała być gotowa w 2005 r. Jak jest – wiadomo. Mamy pieniądze z Unii Europejskiej i piłkarskie mistrzostwa Euro 2012 w perspektywie. Tymczasem do 2012 r., jeśli dobrze pójdzie, powstanie raptem kilka odcinków. W sumie może 200–300 km. Ale sieci nie będzie. Nic tu nie pomogą unijne pieniądze ani chińscy robotnicy. Budowa zrębów systemu nowoczesnej infrastruktury drogowej (tej, która miała istnieć już w 2005 r.) zakończy się po 2020 r. I to chyba raczej bliżej 2030 r.

Zimna wojna drogowa

Największą autostradową barierą jest polityka. Każda partia ma tu własną koncepcję i chce zacząć wszystko od początku. Wie, dlaczego poprzednikom się nie udawało i dlaczego jej się powiedzie. Rząd Leszka Millera przyczyn porażki programu autostradowego upatrywał w nieudolności rządów AWS. Ogłosił własny program „Infrastruktura – klucz do rozwoju” i zreorganizował (zdaniem wielu zdezorganizował) administrację drogową. Niewiele to pomogło, choć w okresie rządów Marka Belki powstał najszybciej i najtaniej zbudowany odcinek autostrady A2 Konin–Stryków. Otworzył go uroczyście już Jarosław Kaczyński, który za dotychczasowe porażki programu autostradowego winił patologiczny system III RP – układ, podejrzane związki polityków i biznesmenów. Zapewniał, że jego rozbicie uwolni naturalne siły narodu i budowa ruszy z kopyta. Nie ruszyła. Przeciwnie, realizacja programu autostradowego jeszcze bardziej wyhamowała. Rząd PiS zamroził większość przetargów.

Kolejne dwa lata to był czas drogowego imposybilizmu. Powstawały jedynie krótkie odcinki, z których najdłuższy to część A1 koło Gdańska. I to nie dzięki, ale wbrew ówczesnej władzy.

Polityka 18.2008 (2652) z dnia 03.05.2008; Rynek; s. 36
Reklama