Starannie zaplanowany scenariusz zakłócił, jak wiele razy już w Polsce bywało, list. List intelektualistów. Luminarze naszej humanistyki, w liczbie czterdziestu i czterech, zaprotestowali tym razem przeciwko zamachowi na fundament polskiej nauki – habilitację. Co gorsza, nie odczekali ze swym protestem do oficjalnego ogłoszenia przez premiera projektów reform nauki i szkolnictwa wyższego. Jak mawiają Amerykanie, ukradli Donaldowi Tuskowi show i zepchnęli go do defensywy. Gdy więc premier spotkał się 16 kwietnia br. w swej kancelarii z kwiatem polskiej nauki, musiał tłumaczyć, że zniesienie stopnia doktora habilitowanego to, owszem, drogowskaz planowanych reform, lecz przy tym jeden tylko z elementów bardzo złożonego projektu, który trzeba oceniać w całości, a nie w wycinkach.
– Zaskoczyło nas, że dokumenty zespołu przygotowującego założenia reform wyciekły do opinii publicznej – stwierdziła, nieco chyba naiwnie, prof. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego podczas Salonu naukowego „Polityki” 23 kwietnia. – Zaskoczył także bardzo emocjonalny ton reakcji. I zaraz dodaje: – Ale dzięki temu nauka stała się w Polsce głównym tematem i rozgorzała wokół niej prawdziwa debata. Bo taki też, jak deklaruje prof. Kudrycka, jest cel założeń reformy – to materiał do szerokiej dyskusji – Czekamy na państwa opinie i propozycje, by teksty konkretnych aktów legislacyjnych były wypełnione jak najlepszą treścią – zaprosiła uczonych.
Taka otwartość na debatę oznacza, że albo rząd rzeczywiście ma koncyliacyjne zamiary, albo gorzej – że założenia reformy (analizowaliśmy je w „Polityce” dwa tygodnie temu) tworzą tylko katalog lepszych i gorszych pomysłów, a co z nich wyniknie, nie wiedzą nawet sami autorzy.