Archiwum Polityki

Deklaracja niewiążąca

Dla Stanów Zjednoczonych umowa w sprawie tarczy jest wymiernym sukcesem. Ale co konkretnie zyskała Polska?

Przez jeden dzień Warszawa była światową stolicą. Condoleezza Rice przyjechała podpisać jeden dokument, ale uświetniła swoją obecnością aż trzy uroczystości, dziękując wszystkim, którzy czuli się autorami porozumienia w sprawie tarczy. Polscy politycy też nie próżnowali: Radek Sikorski pomachał po prezydencku ze schodów Air Force Two, Lech Kaczyński rozpoczął kampanię o reelekcję, a Donald Tusk dał popis niezłej angielszczyzny.

Były przepychanki przy mikrofonach, wspólne fotografie, mnóstwo ciepłych słów pod adresem Polski i jeszcze więcej zapewnień, że dostaliśmy od USA pakiet marzeń: dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa, baterię Patriotów na dobry początek i możliwość pozyskania kolejnych, wreszcie obietnicę modernizacji polskiej armii. Sukces tak łakomy, że politycy z miejsca pokłócili się o jego ojcostwo. Tylko czy jest o co się kłócić?

Po wizycie Rice zostały dwa dokumenty: umowa międzyrządowa o tarczy antyrakietowej i deklaracja o współpracy strategicznej. W pierwszym na 13 stronach ujęte jest wszystko, na czym zależało stronie amerykańskiej – lokalizacja, zasady funkcjonowania i status prawny bazy 10 antyrakiet, które mają stacjonować pod Słupskiem (patrz reportaż na s. 92). Umowa międzyrządowa to preferowana przez Biały Dom forma porozumień dwustronnych, bo nie wymaga ratyfikacji w Senacie.

Deklaracja o współpracy strategicznej ma znacznie niższą rangę i to właśnie w niej znalazły się postanowienia, które rząd poczytuje sobie za sukces negocjacyjny. Powołanie Grupy Konsultacyjnej ds. Współpracy Strategicznej, pomoc przy modernizacji polskiej armii, wreszcie upragniona bateria Patriotów – to wszystko widnieje w dokumencie bez podpisów, pozbawionym mocy prawnej i nieistotnym w świetle praktyki traktatowej Stanów Zjednoczonych.

Jak na deklarację przystało, cały dokument wyraża jedynie wolę, a jego autorzy skwapliwie unikają formuł, które według wskazówek zamieszczonych na stronach Departamentu Stanu mogłyby rodzić zobowiązania na gruncie prawa międzynarodowego.

Polityka 35.2008 (2669) z dnia 30.08.2008; Temat tygodnia; s. 14
Reklama