Archiwum Polityki

Dzieci kapitana granta

W jaki sposób walczyć o przetrwanie ambitnego teatru w powodzi komercji i taniej rozrywki? Czesi znaleźli odpowiedź: trzeba wyjść na ulicę, a nawet wykorzystać w tej batalii pornografię!

Spór o pieniądze dla praskich teatrów trwa od dawna, podobnie jak standardowe narzekania na to, że tych pieniędzy jest zawsze za mało. W latach 90. ustalił się zwyczaj, że teatry należące do miasta dostawały z komunalnego budżetu czteroletnie granty, które stanowiły podstawę ich egzystencji. Skandal wybuchł w 2004 r., kiedy okazało się, że taki grant w pokaźnej kwocie 65 mln koron przyznano prywatnemu teatrowi Akropolis, kierowanemu przez jednego z miejskich radnych z rządzącej miastem prawicowej Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS). Od wtedy wiadomo było, że system jest kulawy i wymaga zmian.

Sytuację dodatkowo komplikowała specyfika praskiego pejzażu kulturalnego. Stolica Czech, rozdeptywana przez dziesiątki milionów turystów, jest pełna komercyjnych teatrów i teatrzyków nastawionych na zaspokajanie potrzeb turystów. Grają rozmaitości od znanych amerykańskich musicali, przez rzekomo typowo praski teatr marionetek z adaptacjami np. „Procesu” Franza Kafki, po opery „Don Giovanni” albo „Wesele Figara” z muzyką puszczoną z taśmy, w konwencji teatru cieni, gdzie oszczędzić można nawet na farbie do malowania pacynek. Podlany piwem tłum turystów i tak chętnie kupuje bilety na takie przedsięwzięcia. Poziom przedstawienia liczy się tu mniej, ważniejszy jest chyba sam fakt pójścia do teatru przy okazji sympatycznej wycieczki do miasta, o którym w przewodniku w kółko czyta się coś o Mozarcie i o Kafce.

Trzeba sporego samozaparcia, aby w tym zalewie taniej a opłacalnej działalności znaleźć coś naprawdę oryginalnego i godnego uwagi, na przykład reprezentujące wysoki poziom teatry V Celetne, Archa, Na Zabradli, frapującą małą scenę Dejvicke Divadlo, eksperymentalny teatr ruchu i tańca Alfred ve dvorze albo legendarny literacki kabaret Semafor.

Polityka 35.2008 (2669) z dnia 30.08.2008; Kultura; s. 56
Reklama