Archiwum Polityki

Dziki kosmos

Rozmowa z Theresą Hitchens, specjalistką w dziedzinie bezpieczeństwa międzynarodowego

W styczniu 2007 r. Chińczycy zestrzelili satelitę. Wprawdzie był ich własnością i ponoć niesprawny, ale nie złagodziło to fali gwałtownej krytyki, której głównym motywem był zarzut o zaśmiecanie orbity okołoziemskiej (eksplozja spowodowała powstanie tysięcy odłamków zagrażających innym satelitom) oraz oskarżenie o poszerzanie pola ewentualnej walki o przestrzeń kosmiczną. Na chiński test odpowiedzieli Amerykanie, strącając w lutym 2008 r. własnego niesprawnego satelitę.

Teraz można przypuszczać, że w ślady Chin i USA pójdą inne państwa, np. Indie, Pakistan czy Izrael, bo wraz z postępem techniki rośnie kolejka do klubu kosmicznych kowbojów. A umów wyznaczających zasady zachowania w kosmosie jak na lekarstwo. I właśnie o pełnej zadziwiających nieporozumień grze na orbicie, której stawką jest dobrobyt ludzkości, rozmawiamy z Theresą Hitchens, szefową Center for Defence Information (CDI) w Waszyngtonie.

Karol Jałochowski: – Czy kosmos, ostatnia połać ziemi niczyjej, zamienia się w nowy Dziki Zachód?

Theresa Hitchens: – Zaczyna go przypominać. Kłopot polega na tym, że jesteśmy na progu przełomu w sposobie jego użytkowania. Jeszcze do niedawna tylko USA, Rosja i Unia Europejska dysponowały środkami, by korzystać z przestrzeni kosmicznej, a dziś robi to nawet 12 państw. I wszystkie doskonale zdają sobie sprawę z tego, ile mogą na tym zyskać, co przypomina początek amerykańskiej gorączki złota w XIX w.

Wiele też mówi się o nowych sposobach wykorzystania kosmosu w przyszłości – chociażby eksploatacji planetoid. Dziś wygląda to na mrzonkę, ale, kto wie – za 30, 50 lat może być zupełnie inaczej. Szczególnie jeśli na Marsie odkryjemy np. złoża minerałów. Wielu zechce zająć dobre miejsca w blokach startowych.

Polityka 35.2008 (2669) z dnia 30.08.2008; Nauka; s. 84
Reklama