Archiwum Polityki

Redzikowo Rakietowo

Czy po podpisaniu porozumienia w sprawie tarczy antyrakietowej rząd czekają równie trudne negocjacje z przyszłymi sąsiadami amerykańskiej bazy w Redzikowie?

Skupisko zadbanych, odnowionych bloków – około 1,5 tys. mieszkańców, sklep, poczta, kaplica, boisko do koszykówki i siatkówki... Obok nieczynny klub garnizonowy i szlaban, za którym widać budynki opustoszałych koszar. Przed nimi na trawnikach parkują cztery samoloty myśliwskie – pamiątki po 28 pułku lotnictwa w Redzikowie, rozformowanym w 1999 r. Samoloty są własnością samorządu. W przyszłości będą ozdobą osiedla, sentymentalną ekspozycją dla mieszkańców, którzy zżyli się z lotnictwem, i atrakcją dla gości. Jeśli samorząd uzyska kawałek terenu. Bo grunty, które otaczają osiedlowe bloki, należą do Agencji Mienia Wojskowego.

Nie mamy nawet skrawka, żeby dzieciom wybudować plac zabaw – mówi Andrzej Kotlicki, przewodniczący rady osiedla Redzikowo, były wojskowy. Wskazuje parking pod blokami. Także nie jest ich, tylko Agencji. Podobnie jak trawnik. A Agencja niczego nie chce oddać bez pieniędzy.

Na teren za bramą i płotem mają się wprowadzić Amerykanie (mówi się o 500 żołnierzach) wraz z elementami tarczy. To 360 ha lotniska, w którym Redzikowo widziało szansę rozwoju. W lotnisku oraz w posadowionej o rzut beretem specjalnej strefie ekonomicznej. Kotlicki rozmawiał z Amerykanami, którzy przyjechali robić pomiary geodezyjne. – Nie mamy się co łudzić, że żołnierze z bazy wzbogacą nas dolarem – relacjonuje. – Oni nie będą karmieni naszym chlebem, nawet wody naszej nie będą pili. Będą mieli własne osiedla, szkołę i przedszkole.

Zaraz się zastrzega: to były luźne rozmowy.

Jeszcze inaczej wyglądały rozmowy z zainteresowanymi Redzikowem przedstawicielami amerykańskiego biznesu. – Oni wyobrażali sobie – opowiada Kotlicki – że to będzie centrum jakiejś pustyni.

Polityka 35.2008 (2669) z dnia 30.08.2008; Ludzie; s. 92
Reklama