Minister środowiska zgodził się na budowę kolejnej zapory na Wiśle. Obiekt ma powstać poniżej Włocławka, prawdopodobnie na wysokości Ciechocinka. Tamę ma zbudować grupa Energa SA – jeden z największych w kraju holdingów energetycznych. Warunki narzucone przez ministra są jednak ostre. Inwestor musi zbudować zaporę za własne pieniądze. Budżet państwa nie da na to nawet złotówki. Poza tym – co jeszcze trudniejsze – inwestycja nie może naruszać surowych przepisów ochrony środowiska. Cała dolna Wisła objęta jest unijnym programem Natura 2000.
Do połowy kwietnia holding ma poinformować ministra, czy warunki te przyjmuje. Jeśli się spóźni – resort środowiska zgodę cofnie. Energa pieniędzy na budowę nie ma (potrzeba ok. 3 mld zł). Liczy na współinwestorów. Chce im zaproponować udział w zyskach z elektrowni wodnej, zainstalowanej na nowej tamie.
Budowa nowej zapory budzi jednak kontrowersje. Ekolodzy – rzecz jasna – zapowiadają protesty. Wisła to ostatnia rzeka w naszej części Europy niezeszpecona zaporami. Z drugiej strony, naukowcy mówią, że tylko nowa tama może uratować przed katastrofą starą zaporę we Włocławku. Podniesie poziom Wisły poniżej Włocławka i zmniejszy erozję dna, powodującą zagrożenie dla włocławskiej tamy. Zapora we Włocławku miała być jedną z kilku między Warszawą a Gdańskiem. Od 40 lat stoi samotnie. Konstrukcyjnie nie jest na to przygotowana.