Archiwum Polityki

Co Klaus zrobi Europie

Nie wiadomo, kto przez najbliższe miesiące będzie kierował krajem i przewodniczył Unii, do kiedy będzie administrował odwołany gabinet Miroslava Topolanka ani kiedy powstanie nowy rząd. Ta mgławica to efekt wyjątkowo zawiłej czeskiej konstytucji, którą zręcznie i na swoją korzyść wykorzystuje autor całego zamieszania – prezydent Vaclav Klaus.

Rząd dostał wotum nieufności, bo rozkładowi uległa krucha koalicja, która i tak miała bardzo małą przewagę w parlamencie. Opozycja zapowiadała wotum od dawna. Dla czeskiej opinii publicznej przełomem były odwiedziny prawicowego prezydenta Klausa na kongresie opozycyjnej socjaldemokracji, które potraktowano jako gest wsparcia. Klaus w dodatku wygłosił na zjeździe kilka kwaśnych uwag o rządzie Topolanka. Komentatorzy odebrali to jak sygnał do ataku. W tej atmosferze rząd głosowanie przegrał.

Zgodnie z konstytucją premier złożył więc dymisję na ręce prezydenta. I zgodnie z prawem to prezydent ma wyznaczyć premiera następnego rządu. Jeśli jednemu się nie uda sformować gabinetu, wyznaczy następnego, a jeśli i ten zawiedzie, inicjatywa przechodzi w ręce przewodniczącego niższej izby parlamentu. W grze jest jeszcze kilka miesięcy administrowania przez ponadpartyjny „rząd fachowców”, do przedterminowych wyborów. Ale na razie nie wiadomo nic i prawdopodobnie o to chodzi temu, kto pociąga za sznurki.

Pozycja prezydenta – w normalnych warunkach reprezentacyjna – po odwołaniu rządu uległa wzmocnieniu. Klaus jest teraz nie tylko osobą numer jeden w 10-milionowym kraju, ale też graczem wagi ciężkiej w całej Unii. Dość powiedzieć, że to prawdopodobnie on, a nie premier będzie reprezentować Unię na najbliższym szczycie z Rosją. Dla człowieka tak spragnionego fleszy i kamer jak Klaus trudno o większą gratkę.

Polityka 14.2009 (2699) z dnia 04.04.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 10
Reklama