Gao Zhimou, czterdziestolatek o spracowanych rękach, przekonuje: – Partia to oparcie. Pomaga, troszczy się o nas. Dzięki niej mam dziś gdzie mieszkać i mam co jeść. Zhimou był prostym chłopem z Syczuanu, skończył ledwie podstawówkę w swojej wsi. Dzisiaj siedzi na plastikowym foteliku przed betonowym barakiem, który ma mu zastąpić dom. Podczas ubiegłorocznego trzęsienia ziemi on i jego rodzina stracili wszystko. Dziś mieszkają w osiedlu zbudowanym w rekordowym tempie dla tysięcy przesiedleńców.
Na baraku Zhimou widnieje napis: „Każdy odbudowuje swój dom, Komunistyczna Partia Chin kieruje odbudową”. Obok wisi portret Mao Zedonga. Takich baraków w obozie, nieopodal miasteczka Dujiangyen w Syczuanie jest kilka tysięcy. Przed każdym rzędem baraków stoi maszt. Na każdym maszcie powiewa flaga Chin i flaga partii: złoty sierp i młot na czerwonym tle. – Jestem komunistą. U nas partia komunistyczna to postęp. Zobacz, jak szybko zbudowali te zastępcze domy! Przewodniczący Mao byłby z nas zadowolony – mówi Gao Zhimou.
Garnitury i aktówki
Może w Syczuanie byłby zadowolony. Ale już niekoniecznie w Pekinie, szczególnie 12 października ubiegłego roku. Nie spodobałby mu się kierunek, w którym zmierza jego rewolucja. Tego dnia oficjele w nienagannie skrojonych garniturach podjęli decyzję o zmianach w prawie do ziemi. Postanowili, że po latach całkowitej zależności od państwa chłopi w Chinach będą mogli dzierżawić ziemię – żeby pomóc w rozwoju gospodarki. Komunistyczna Partia Chin (KPCh), którą Mao wyniósł do władzy na lufach karabinów, poddała kolejny bastion komunizmu.
Ci, którzy pociągają dziś za sznurki w Pekinie, wyglądają zupełnie inaczej niż uczestnicy Długiego Marszu i budowniczy komunistycznego raju nad Jangcy.